O "unijnym wypowiedzeniu wojny" informuje prorządowy dziennik "Magyar Idoek", podkreślając, że "jeśli będzie trzeba, Węgry zawetują sankcje przeciw Warszawie". "Unia Europejska już od lat krzywym okiem patrzy na polską reformę systemu sądownictwa" - twierdzi gazeta, dodając, że "według unijnych źródeł w Brukseli nie przepadają też za niedawno powołanym (premierem Mateuszem) Morawieckim, gdyż szef rządu nie przyniósł złagodzenia polskiej polityki europejskiej, a w dodatku przed czasem wyjechał z ubiegłotygodniowego szczytu w Brukseli i nie był skłonny porozmawiać z przewodniczącym Rady (Europejskiej) Donaldem Tuskiem".

Reklama

Dziennik ocenia, że choć artykuł 7 określa się jako "opcję atomową", to w praktyce nigdy jeszcze nie był zastosowany i "Polacy nie mają się czego obawiać". Polskiemu rządowi sprzyja też według gazety to, że w czasie długotrwałych procedur mogą się zmieniać opinie różnych instytucji UE.

"Polska ma dużo czasu, by odpowiedzieć na krytykę Brukseli" - pisze „Magyar Idoek”, opisując dalsze kroki procedury. "Jeśli mimo wszystko (Polska – PAP) nie zmieni swojej polityki, prawo do zabrania głosu ma działająca jako główny organ unijny Rada Europejska, gdzie - według słów (wicepremiera Węgier) Zsolta Semjena - węgierskie weto jest niemal pewne". O "bezczelnej unijnej procedurze wobec Warszawy" i "zrzuceniu unijnej bomby atomowej na Warszawę" pisze inny prorządowy dziennik "Magyar Hirlap".

Lewicowy "Nepszava" pisze zaś w tekście zatytułowanym "UE zapisała kartę historii", że "zadano cios Warszawie", ale polski rząd "butnie zareagował na procedurę", gdy minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odrzucił stawiane Polsce zarzuty, a prezydent Andrzej Duda zapowiedział podpisanie kwestionowanych ustaw (a następnie to zrobił - PAP). "Pewność siebie Warszawy bierze się stąd, że Budapeszt zapowiedział, iż bezwzględnie zawetuje zastosowanie wobec niej najpoważniejszej kary, czyli odebranie prawa głosu" - pisze „Nepszava”, dodając, że "niezależnie od tego procedura jest dla Polski bardzo nieprzyjemna".

Również inny opozycyjny dziennik "Magyar Nemzet" podkreśla, że Polacy mogą liczyć na węgierskie weto. Komentator gazety Gabor Stier zwraca uwagę, że "Polska może wyruszyć do boju z mocnym zapleczem", gdyż mimo krytyki "poparcie polskiego rządu w kraju jest wysokie, a w dodatku w ostatecznej rozgrywce węgierskie weto można uznać za przesądzone". Stier pisze, że poparcie PiS wynosi obecnie 45 proc., co oznacza, że partia "trafiła do niektórych części społeczeństwa", podczas gdy PO "podobnie jak tyle innych zachodnich partii oddaliła się od przeciętnego człowieka", a poparcie dla niej, które spadło poniżej 20 proc., pokazuje, że "społeczeństwo w istocie się od niej odwróciło".

Według komentatora PiS, przystępując do reformy sądownictwa, po prostu "spełnia swą bodaj najważniejszą obietnicę wyborczą", czyli "odnawia kadrę sędziowską wciąż przesyconą stęchłym powietrzem lat 80.”. "Podejmując ten krok, PiS kieruje się zasadniczo celem dekomunizacji" - pisze Stier. Jego zdaniem, gdy PiS przekształci już sądownictwo, "obstawi stanowiska swoimi ludźmi i w tym sensie postąpi wbrew demokratycznym wartościom, bo sądy stracą w ten sposób niezależność".

Reklama

Jak jednak podkreśla komentator, nie jest to wyłącznie domena ekipy Jarosława Kaczyńskiego, bo wcześniej ekipa Donalda Tuska zmieniła skład Trybunału Konstytucyjnego na swoją korzyść i tak samo opanowała media, choć zrobiła to "niewątpliwie w sposób bardziej elegancki i znacznie mniej irytujący".

Także "Magyar Nemzet" podkreśla, że do zastosowania artykułu 7 "daleka droga", bo obecna decyzja KE to "tylko jeden z wielu stopni", a KE pełni wyłącznie rolę zalecającą, zaś jednomyślna decyzja Rady Europejskiej w tej sprawie jest nieprawdopodobna ze względu na obiecane węgierskie weto.

"Co więcej, do tego etapu nie musi wcale dojść, bo UE po Brexicie raczej nie jest w takiej sytuacji, by móc sobie pozwolić na utratę kolejnych państw. Wiedzą o tym w Warszawie - i oczywiście także w Budapeszcie - i dlatego bez większych obaw naciągają granice europejskiej solidarności i współżycia. Nic dziwnego, że szef rządu Morawiecki zanadto się nie przestraszył po decyzji KE (…)" - czytamy.

Stier pisze przy tym, że o ile Warszawa może być pewna, że nim dojdzie do ewentualnego zastosowania artykułu 7, "upłynie wiele wody w Wiśle", o tyle Polska nie ma wielu szans na istotną poprawę swego wizerunku w Brukseli. Zdaniem komentatora nie to było zresztą celem powierzenia Morawieckiemu stanowiska premiera, tylko wzmocnienie fundamentów gospodarczych państwa, do czego potrzebny był „surowy bankowiec”. Inaczej mógłby się odwrócić wzrostowy trend w wynagrodzeniach, co miałoby wpływ na popularność rządu - ocenił Stier. Jego zdaniem Morawiecki powinien ponadto zabiegać o osłabienie napięć w koalicji oraz między rządem i szefem państwa.

"Z takim zapleczem może nawet znormalizować stosunki z Brukselą, nie pozwalając, by niektórzy wykorzystywali ten konflikt do osłabiania pozycji Polski. Warszawa bowiem raczej nie pozwoli się odwieść od obecnego kierunku w polityce wewnętrznej, a jako państwo średniej wielkości nie chce być zmarginalizowana w Unii" - pisze Stier. Dodaje, że Polska może osiągnąć te cele, występując wspólnie z innymi państwami Grupy Wyszehradzkiej. "Środkowoeuropejskim argumentom może przydać dodatkowej wagi zmiana rządu w Austrii. Wiedeń chce bowiem zapobiec dalszemu pogłębianiu się przepaści między wschodnią i zachodnią częścią UE" - czytamy.