"Times" krytycznie ocenił środowe doroczne wystąpienie Junckera o stanie Unii Europejskiej, podkreślając, że - wbrew jego "przechwałkom" o tworzeniu nowych miejsc pracy i stabilizacji na kontynencie - Wspólnota jest głęboko podzielona w kwestiach migracyjnych, a w wielu krajach poparcie wśród wyborców zyskują populistyczne partie polityczne, które wykorzystują frustrację wywołaną działaniami Brukseli. "To co prawda nie są błędy samego Junckera, ale wykazał on wyjątkowy talent do pogarszania sytuacji i przekształcania ich w prawdziwe kryzysy" - zaznaczono, wskazując m.in. podjętą w środę decyzję o wszczęciu procedury naruszenia praworządności wobec Węgier, która "pokazuje jak toksyczny stał się ton dyskusji wewnątrz UE".
"Uruchomienie postępowania z art. 7 (unijnego traktatu) wobec Budapesztu (...) jest oparte na raporcie, który wrzuca do jednego worka różnego rodzaju zarzuty, w tym naruszenie wolności prasy i wolności akademickich. Wiele ze skarg jest uzasadnionych - w tym ws. prześladowania filantropa George'a Sorosa - ale robienie z jednego z państw członkowskich wyrzutka zamiast krytycznego zaangażowania się w dialog na wielu poziomach zawsze musiało się źle kończyć i teraz węgierski premier Viktor Orban pozuje na obrońcę suwerenności narodowej w obliczu szykan ze strony Brukseli" - napisał dziennik.
Gazeta zaznaczyła, że sedno sporu dotyczy odmowy Węgier - wraz z innymi środkowoeuropejskimi krajami, w tym Polską - przyjęcia obowiązkowych, ustalonych przez Brukselę kwot określonej liczby imigrantów. "Bruksela i Berlin przedstawiły to jako nikczemną zdradę europejskiej solidarności. Co jednak ważniejsze, podkreśliło to kompletne załamanie się unijnej polityki w obliczu masowej, niefiltrowanej imigracji (spoza Unii Europejskiej). Ten podział między wschodem a zachodem UE jest widziany w Budapeszcie i Warszawie jako konflikt między samozwańczymi decydentami w Paryżu i Brukseli a mniejszymi krajami, które miałyby akceptować narzucane im zasady. Juncker powinien był zbudować most między tymi dwoma stanowiskami, tymczasem go spalił" - oceniono.
"Times" podkreślił, że ktokolwiek zostanie nowym szefem KE po przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego, to "powinien skupić się na kluczowym zadaniu, które uciekło Junckerowi: jeśli Unia Europejska ma liczyć na to, że przetrwa, to musi przejść proces reformy na wszystkich poziomach".
W środę Parlament Europejski wezwał w głosowaniu państwa członkowskie do wszczęcia przeciwko Węgrom procedury określonej w art. 7 traktatu unijnego w celu przeciwdziałania zagrożeniu wartości leżących u podstaw UE, do których należą: poszanowanie demokracji, praworządności i praw człowieka.
Art. 7 Traktatu o UE stanowi, że na uzasadniony wniosek jednej trzeciej państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej Rada UE może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez kraj członkowski wartości unijnych. Decyzja w tej sprawie, podejmowana przez kraje większością czterech piątych, nie wiąże się jeszcze z sankcjami, ale jest krokiem na drodze do nich. Ewentualne podjęcie decyzji o sankcjach wymaga jednomyślności państw UE.
Zgodnie z tym artykułem Rada UE będzie musiała wysłuchać stanowiska Węgier, zanim podejmie ewentualną decyzję w sprawie stwierdzenia wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia zasady praworządności. Większość czterech piątych oznacza, że musiałyby się za tym opowiedzieć 22 z 27 państw członkowskich uprawnionych do głosowania. W trybie tej samej procedury głosowania Rada może również skierować do Węgier swoje zalecenia. W Radzie UE prowadzona jest obecnie procedura art. 7 wobec Polski, uruchomiona przez Komisję Europejską.