Marta Kawczyńska: Czy Amerykanie wciąż wierzą w american dream?

Żaneta Auler: (przewodniczka, podróżniczka, autorka książki "7 dni w siódmym niebie"): Nie, tym mitem żyje świat. W Europie wciąż mówi się – a może wręcz marzy się o amerykańskim śnie – ale Stany borykają się przecież od dawna z tyloma problemami, że ten mit dawno tu upadł.

Reklama

A jednak odbieramy Amerykanów jako wyjątkowo optymistycznych i pozytywnie nastawionych do życia.

Bo są mistrzami zamiatania tego, co niewygodne, pod dywan. Nie rozpamiętują porażek, tylko prą do przodu. A przecież większość z nich nie ma nawet 1 tys. dol. oszczędności na nieprzewidziane wydatki jak naprawa auta. Na szczęście każdy ma kilka kart kredytowych i dzięki nim co miesiąc wiąże koniec z końcem. Rozwarstwienie społeczne jest ogromne. W prawie 40-milionowej Kalifornii, w której mieszkam, jest 144 miliarderów oraz ok. 1 mln milionerów, a po nich długo nic i dopiero klasa średnia, która ledwo zipie. Nie tylko życie codzienne jest drogie, ale też wynajem mieszkań i zakup nieruchomości.

Reklama

Ile kosztują najdroższe posiadłości?

Bogacze mieszkają w Beverly Hills, Malibu i w okolicach South Bay. Tam ceny nieruchomości wahają się od kilku do ponad 200 mln dol. W 2014 r. sprzedano dom w Los Angeles za 70 mln dol. O możliwość jego kupienia konkurowali ze sobą: małżeństwo piosenkarzy Beyonce i Jay-Z oraz twórca komputerowej gry Minecraft Markus Persson. Rywalizację na miliony wygrał ten drugi.

A te mniej luksusowe nieruchomości, w których może zamieszkać klasa średnia?

Reklama

Ceny najmu mieszkań też są wysokie – wahają się od 1 tys. dol. w dzielnicach oddalonych od oceanu aż po 7 tys. dol. albo więcej w tych położonych bliżej wody, gdzie są lepsze szkoły i wyższy poziom bezpieczeństwa. Minimalna cena za wynajęcie lokum w zadbanej dzielnicy LA to ok. 2,5–3 tys. dol. miesięcznie. Żeby na to zarobić, wiele osób ma dwie albo trzy prace, często decydują się też na przyjęcie współlokatorów. Mówię zarówno o ludziach, którzy zarabiają rocznie 40 tys. dol., jak i tych, którzy „wyciągają” 200 tys. dol. – im też nie wystarcza, bo poza opłaceniem mieszkania muszą spłacić kredyt za studia, pożyczki na dom i samochód czy zapłacić za dobrą szkołę dziecka. Jeśli nawet zarobią więcej, to nie odkładają tego na konto oszczędnościowe, ale co najwyżej wymieniają auto na nowszy model.