Przywódca Turcji, który stara się pozyskać poparcie krajów muzułmańskiej Afryki Płn. w sporze z Grecją wokół planów eksploatacji przez Turcję złóż ropy naftowej w pobliżu Cypru, ponowił swą wcześniejszą propozycję wysłania do Libii tureckiego kontyngentu wojskowego, uzależnił to jednak od zgody rządu porozumienia narodowego (GNA) Fajiza as-Saradża w Libii, który cieszy się poparciem Ankary, a także krajów zachodnich.

Reklama

Podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Saiedem w Tunisie, Erdogan powiedział, że w jego ocenie "Tunezja mogłaby wnieść cenny i konstruktywny wkład w stabilizację w Libii". Jak zaznaczył, natychmiastowe zawieszenie walk, które nasiliły przed miesiącem, w związku z ofensywą rebelianckich wojsk dowodzonych przez gen. Chalifę Haftara, "jest najpilniejszą koniecznością".

Libia od 2011 roku jest podzielona między rywalizujące ze sobą frakcje polityczne i wojskowe. Rząd premiera as-Saradża walczy od miesięcy z Libijską Armią Narodową (LNA) gen. Haftara kontrolującą wschodnią część kraju - z centrum administracyjnym w Bengazi. Armia Haftara otrzymała wsparcie od Rosji, Egiptu, Jordanii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Erdogan zaznaczył, że kwestia wysłania wojsk tureckich do Libii w charakterze oddziałów rozjemczych, jest wciąż kwestią otwarta, ale inicjatywa powinna wyjść z Trypolisu. Nigdy nie wchodzimy na cudze terytorium bez zaproszenia wystosowanego przez władze kraju - zapewnił Erdodan. Jeśli takie zaproszenie zostanie wysłane, rozpatrzymy je - dodał.

Turecki przywódca miał tez wyrazić zaniepokojenie faktem, że w walki w Libii zaangażowani są obcy najemnicy. Na terytorium libijskim znajduje się jego zdaniem ok. 2 tys. rosyjskich żołnierzy zwerbowanych przez prywatną formację, tzw. grupę Wagnera.

Wizyta Recepa Tayyipa Erdogana w Tunezji jest pierwszą wizytą oficjalną przywódcy innego państwa od czasu zaprzysiężenia Kaisa Saieda, 61-letniego profesora prawa konstytucyjnego, który z wynikiem 72,71 proc. głosów zwyciężył w drugiej turze wyborów prezydenckich w Tunezji, jak odbyła się tam w październiku. W rozmowach w Tunisie Erdoganowi towarzyszą ministrowie spraw zagranicznych oraz obrony, a także szef tureckich służb wywiadowczych.

Środowa deklaracja Erdogana ws. ewentualnego wysłania kontyngentu do Libii jest kolejnym sygnałem, że Ankara poważnie myśli o realizacji tego pomysłu - zauważają agencje. We wtorek rzecznik prezydenta Edogana powiedział dziennikarzom, że zagraniczna misja wojskowa tureckich sił zbrojnych będzie wymagała zgody parlamentu. Deputowani już podjęli prace nad odpowiednią ustawą - zapewnił Ibrahim Kalin.

W niedzielę także prezydent Recep Tayyip Erdogan zapowiedział, że w razie potrzeby Turcja zwiększy wsparcie wojskowe dla uznawanego na arenie międzynarodowej rządu Libii. USA wyraziły zaniepokojenie nasileniem działań wojennych w Libii, w tym z udziałem rosyjskich najemników z tzw. grupy Wagnera.

Reklama

Przemawiając w północnej prowincji Kocaeli, Erdogan powiedział, że Turcja udzieliła niedawno GNA poważnego wsparcia, dodając, że Libia jest krajem, któremu Turcja będzie pomagać "swoim życiem".

Z raportu ekspertów Misji Wsparcia Narodów Zjednoczonych dla Libii (UNSMIL) z września br. wynika pośrednio, że Turcja wysłała już uzbrojenie dla GNA pomimo embarga ONZ na broń.

Oba kraje podpisały 27 listopada porozumienie o rozszerzonej współpracy militarnej i w zakresie bezpieczeństwa. Porozumienie dotyczyło również granicy na Morzu Śródziemnym, pomijając prawa Grecji i Cypru do ich wyłącznych stref ekonomicznych wokół wysp. Umowa została odrzucona przez Unię Europejską.

Stany Zjednoczone są "bardzo zaniepokojone" nasileniem działań wojennych w Libii, a także tym, że rosnąca liczba rosyjskich najemników walczących po stronie Haftara sprawia, iż konflikt staje się coraz krwawszy - oświadczył wysoki rangą urzędnik Departamentu Stanu USA, cytowany w sobotę przez agencję Reutera.

Widzimy, że Rosjanie używają metod wojny hybrydowej, dronów i samolotów. To nie jest dobre - dodał.

Na początku grudnia temat ten został poruszony na spotkaniu sekretarza stanu USA Mike'a Pompeo i rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa. Pompeo powiedział wtedy, że nie widzi wojskowego rozwiązania konfliktu libijskiego i że Waszyngton ostrzega kraje przed wysyłaniem broni do Libii. Przypominał też o embargu ONZ na broń dla Libii.

Tureckie plany doprowadzenia do uregulowania w Libii bez udziału Rosji nie spodobały się Moskwie, która już wyraziła zaniepokojenie taką perspektywą.

Terytorium obecnej Libii wchodziło przez blisko cztery stulecia w skład imperium ottomańskiego, zanim Turcja odstąpiła je w 1912 roku Włochom po przegranej wojnie włosko-tureckiej.