Kraje arabskie poparły bliskowschodni plan pokojowy Trumpa. Arabia Saudyjska popiera wysiłki na rzecz kompleksowego uregulowania kwestii palestyńskiej i z uznaniem odnosi się do starań prezydenta Trumpa, by wypracować plan pokojowy, który zapewni pokój między Palestyńczykami i Izraelczykami - oświadczyło we wtorek saudyjskie MSZ. W ocenie królewskiego resortu dyplomacji obie strony powinny jak najszybciej zainicjować rozmowy pokojowe prowadzone pod auspicjami Stanów Zjednoczonych.
Jednocześnie władze w Rijadzie zapewniły władze Autonomii Palestyńskiej o swym "niewzruszonym poparciu dla sprawy palestyńskiej". W sobotę późnym wieczorem władca Arabii Saudyjskiej - król Salman rozmawiał przez telefon z prezydentem Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem. W ocenie mediów próbował przekonać go do nieodrzucania propozycji pokojowych USA, mimo jednoznacznie negatywnego stanowiska, jakie zajęła wobec niego społeczność palestyńska i rządzący w Strefie Gazy Hamas. O tym, że plan pokojowy Trumpa ma szanse na powodzenie, jeśli tylko obie strony rozpoczną bezpośrednie negocjacje, jest również przekonana służba zagraniczna Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ambasador ZEA w Waszyngtonie Yusef Al Otaiba zapewnił o poparciu dla kontynuowanych przez blisko trzy lata prac nad planem pokojowym.
W ocenie dyplomaty zaproponowany przez Donalda Trumpa model stwarza doskonałe ramy, by powrócić do stołu negocjacyjnego pod egidą amerykańskich polityków. Podobne stanowisko zajęły władze Kataru, który prowadzi niezależną polityką, nie zawsze zgodną z linią, której trzymają się państwa pozostające w bliskiej koalicji z Arabią Saudyjską. W oświadczeniu katarskiego MSZ wskazano, że emirat popiera plan pokojowy Trumpa jako że stwarza on nadzieję na znalezienie sposobu uregulowania konfliktu izraelsko-palestyńskiego, ale oczekuje, że "proces pokojowy nie wykroczy poza ramy wyznaczane przez prawo międzynarodowe".
W ocenie katarskiej dyplomacji nie da się osiągnąć pokoju bez poszanowania praw Palestyńczyków, co powinno się wyrazić stworzeniem suwerennego państwa na ziemiach, które Palestyńczycy zamieszkiwali w 1967 r. W podobnym duchu wypowiedziały się władze Jordanii, która graniczy z Izraelem i palestyńskim Zachodnim Brzegiem, gdzie zgodnie z planem Trumpa Izrael miałby utrwalić stan swego posiadania. Jedyną drogą ku zapewnieniu trwałego pokoju na Bliskim Wschodzie jest stworzenie niepodległego państwa palestyńskiego na ziemiach z 1967 r. - oświadczył we wtorek szef MSZ Jordanii Ajman as-Safadi. Plan pokojowy musi oznaczać zakończenie okupacji - podkreślił jordański minister. Tymczasem uznanie jurysdykcji nad izraelskimi osiedlami na Zachodnim Brzegu Jordanu jest ważnym punktem tzw. planu Trumpa. Jordania popiera każdą autentyczną próbę wypracowania sprawiedliwego, kompleksowego porozumienia pokojowego, które byłoby do zaakceptowania przez społeczeństwo palestyńskie - oświadczył we wtorek wieczór szef jordańskiej dyplomacji.
Ajman Husejn Abd Allah as-Safadi wystąpił na konferencji dla prasy bezpośrednio po ogłoszeniu przez prezydenta Donalda Trumpa jego planu pokojowego, który przewiduje utworzenie niezależnego państwa palestyńskiego przy jednoczesnym potwierdzeniu praw Izraela do terytoriów okupowanych od 1967 r. Safadi zaapelował o jak najszybsze rozpoczęcie poważnych, bezpośrednich rozmów z udziałem obu stron konfliktu dla przedyskutowania ostatecznego statusu obu państw, "z uwzględnieniem interesów państwowych Jordanii" - jak podkreślił. Jednocześnie jordański minister przestrzegł władze Izraela przed "niebezpiecznymi konsekwencjami jakichkolwiek jednostronnych działań, które miałyby na celu narzucenia własnych porządków w terenie".
Blisko połowa Palestyńczyków (2-3 miliony) to uchodźcy, którzy mieszkają poza Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem - głównie w sąsiednich krajach arabskich, a przede wszystkim w Jordanii.
Wspierana przez Iran libańska organizacja Hezbollah odrzuciła we wtorek ogłoszony przez prezydenta USA plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu i określiła go jako środek do zniszczenia praw Palestyńczyków. Oskarżyła także państwa arabskie o udział w "umowie wstydu".
"Projekt osadnictwa w ramach tego planu jest jednym z największych niebezpieczeństw i ma na celu okradanie narodu palestyńskiego z prawa do jego ziemi (...), stworzenie napięcia społecznego i demograficznego oraz wywołanie buntu, co służy jedynie interesom wroga i celom ekspansjonistycznym" - oświadczyły władze Hezbollahu. Przeciwne założeniom planu są także władze Iranu. "Plan dla Bliskiego Wschodu jest wyłącznie umową między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem - napisał na Twitterze doradca prezydenta Iranu Hesameddin Ashena. - Jest to umowa między reżimem syjonistycznym (Izraelem) a Ameryką. Interakcja z Palestyńczykami nie jest objęta programem. To nie jest plan pokojowy, ale plan nałożenia sankcji".
Plan Trumpa odrzuciła także Turcja, która określiła go jako próbę kradzieży ziem palestyńskich i zabicia perspektyw ustanowienia państwa palestyńskiego u boku Izraela. "Ten plan jest planem aneksji, którego celem jest zabicie idei dwóch państw i kradzież ziemii palestyńskich" - oświadczyło MSZ Turcji w oświadczeniu. Władze Egiptu wezwały Palestyńczyków i Izrael do uważnego rozważenia planu. "Egipt wzywa obydwie strony do starannego i dogłębnego rozważenia amerykańskiej wizji osiągnięcia pokoju i otwartych kanałów dialogu, pod auspicjami USA, w celu wznowienia negocjacji" - oświadczyło egipskie ministerstwo spraw zagranicznych.
Zgodnie z planem pokojowym ogłoszonym we wtorek w Waszyngtonie przez prezydenta Donalda Trumpa w obecności premiera Izraela Benjamina Netanjahu przyszłe państwo palestyńskie miałoby się składać z Zachodniego Brzegu Jordanu i Strefy Gazy, połączonych kombinacją dróg i tuneli.
Zgodnie z planem, obecne terytoria autonomii palestyńskiej miałyby docelowo zostać powiększone dwukrotnie, ale w zamian Izrael uzyskałby pełną suwerenność nad żydowskimi osiedlami na Zachodnim Brzegu Jordanu. Projekt zakłada też zamrożenie na cztery lata żydowskiego osadnictwa na palestyńskich terenach administrowanych przez Izrael, dopóki nie zostanie wypracowany status prawny państwa palestyńskiego. Z kolei Palestyńczycy musieliby zgodzić się na całkowitą demilitaryzację.(PAP)