Pod koniec stycznia władze ChRL podjęły bezprecedensową decyzję o zamknięciu miasta Wuhan, pierwotnego ogniska pandemii, by powstrzymać szerzenie się wirusa po kraju. Liczba infekcji zaczęła jednak rosnąć również w innych regionach, w tym w prowincji Guangdong na południu kraju.

Reklama

W Kantonie, stolicy tej prowincji, władze poleciły ludziom, aby nie wychodzili bez potrzeby z domów, nie odwiedzali się wzajemnie i unikali zgromadzeń, a w miejscach publicznych zawsze nosili maseczki ochronne. Niemal doszczętnie opustoszały szerokie ulice i przestronne place 14-milionowego miasta, jednego z najważniejszych ośrodków handlu zagranicznego Chin.

Obok noworocznych dekoracji na osiedlach pojawiły się czerwone banery zachęcające do przestrzegania reguł kwarantanny. Wirus to rozkaz, przeciwdziałanie epidemii to obowiązek - głosił jeden z nich.

Noworoczna przerwa w pracy została przedłużona, a większości firm zakazano wznawiania działalności. Odłożono również termin rozpoczęcia semestru w szkołach. Czynne pozostały supermarkety, sklepy należące do dużych sieci i apteki. Choć pojawiały się chwilowe niedobory warzyw czy mięsa, szybko je uzupełniano. Przez długi okres w aptekach brakowało natomiast maseczek ochronnych i środków dezynfekcji.

Reklama

By egzekwować przestrzeganie reguł, chińskie władze stosowały zarówno rozbudowany system nadzoru elektronicznego, jak i bardziej tradycyjne metody. Na początku lutego, gdy rząd centralny wezwał do zacieśnienia kontroli epidemicznej na poziomie lokalnym, w ciągu kilku dni osiedla mieszkaniowe w wielu miastach kraju wprowadziły "zarządzanie zamknięte”, czyli skrupulatne kontrole wszystkich wchodzących i wychodzących.

W Kantonie na ulicach i wejściach do osiedli pojawiły się barykady, sklecone naprędce z drabin, śmietników, krzeseł, bambusowych kijów i mioteł, niektóre z drutem kolczastym. Przy otwartych przejściach ustawiono strażników lub pracowników społecznych z Komunistycznej Partii Chin, by mierzyli wchodzącym temperaturę i zabraniali wstępu obcym. Te środki, oparte na podziale miasta na małe kwadraty, obowiązują do dziś.

Reklama

Model "zarządzania zamkniętego” różnił się w zależności od miejsca. Na przykład w 9-milionowym mieście Wenzhou w prowincji Zhejiang z osiedli pozwalano wychodzić tylko jednej osobie z każdej rodziny, raz na dwa dni. W 7-milionowej prefekturze Zhumadian w prowincji Henan limit zaostrzono do jednego wyjścia na pięć dni.

W Kantonie zakazano jedzenia w restauracjach, pozostawiając jedynie możliwość zamawiania posiłków na dowóz. By uspokoić klientów, lokale wpisywały na paragonach temperaturę ciała kucharzy i kurierów, którzy dostarczali dania. Decyzją władz zamknięto również większość targów towarowych i hurtowni oraz odwołano lub przełożono wszystkie imprezy targowe.

Przez cały czas mieszkańcy Kantonu uważnie śledzili najnowsze doniesienia i bilanse zakażeń. Gdy w lutym w mieście nie wykryto jednego dnia żadnej nowej infekcji, mimo ostrzeżeń i zakazów w opuszczonych parkach znów pojawili się seniorzy, grający w karty i chińskie szachy. Zero zakażeń w Kantonie, Chiny są bezpieczne. Mamy maseczki - mówił PAP jeden z nich, pośpiesznie naciągając maseczkę na twarz.

Obecnie władze twierdzą, że epidemia w kraju została zasadniczo opanowana. Kanton obniżył alert epidemiczny, a wszystkie jego dzielnice uznawane są już za strefy niskiego ryzyka. Firmy wznowiły działalność, a restauracje znów mogą przyjmować klientów, choć dla bezpieczeństwa sadzają ich w odpowiednich odstępach. Niektóre lokale zapisują dane kontaktowe klientów, by zlokalizować ich na wypadek wykrycia infekcji.

Od kilku tygodni większość potwierdzanych przez chińskie władze nowych zakażeń wykrywanych jest wśród osób przybywających z zagranicy. Według chińskiego MSZ 90 proc. z tych przypadków dotyczy powracających do kraju Chińczyków, a jednak w chińskim społeczeństwie pojawił się strach przed cudzoziemcami. Obywatele krajów najbardziej dotkniętych epidemią coraz mocniej skarżą się na stygmatyzację.