Wydaje się, że paragraf pierwszy artykułu II amerykańskiej konstytucji jest jasny - "nikt nie może zostać wybrany na urząd prezydenta nie będąc obywatelem Stanów Zjednoczonych od urodzenia". Zakaz ten może się okazać dla senatora Johna McCaina zaporą w drodze do Białego Domu.

Reklama

Polityk, który niemal na pewno zdobędzie nominację Republikanów w nadchodzących wyborach urodził się bowiem... w Panamie. Dokładniej w Strefie Kanału Pamskiego, dzierżawionej Stanom Zjednoczonym przez ten kraj. Jego ojciec był wówczas przydzielony do stacjonującej tam jednostki wojskowej.

Amerykanie mają teraz problem, jak traktować termin "natural-born citizen" (obywatel od urodzenia). Czy oznacza on tylko osobę urodzoną na amerykańskiej ziemi - a dzierżawiona strefa nią nie była? Czy może wystarczy, że rodzice McCaina byli Amerykanami?

Prawnicy nie są zgodni. Ci, przychylni Republikanom twierdzą, że nie ma problemu. Nie wyobrażają sobie, by można zakazać kandydowania na najwyższy urząd Amerykaninowi, którego ojciec bronił kraju.

Kwestia obywatelstwa McCain'a była już dyskutowana, gdy starał się o nominację osiem lat temu. Wtedy jednak nie był tak blisko prezydenckiego fotela, jak dziś.