Z pewnością pod gruzami są jeszcze ofiary, otrzymujemy dziesiątki wezwań w sprawach zaginionych - powiedział minister zdrowia Libanu Hamad Hassan.
Wcześniej libański rząd ogłosił stan wyjątkowy dla miasta Bejrut, który ma obowiązywać przez dwa tygodnie. Siły wojskowe będą kierować wszelkimi działaniami po to, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo - oświadczyła minister informacji Manal Abdel Samad. W areszcie domowym znaleźli się urzędnicy, którzy sprawowali nadzór nad bezpieczeństwem i składowaniem towarów w porcie.
Cały czas trwa akcja ratownicza. Terytorium portu otoczone jest kordonem policyjnym, przy którym zbierają się ludzie, szukający informacji o swoich bliskich, których jeszcze nie odnaleziono. Część osób, które były w rejonie wybuchu, została zmieciona przez falę uderzeniową do morza.
Dziesiątki tysięcy osób jest bez dachu nad głową, bowiem wiele budynków zostało niemal doszczętnie zniszczonych. Wtorkowa eksplozja uważana jest na najsilniejszą, jaka miała kiedykolwiek miejsce w Bejrucie, a jej siłę dało się odczuć nawet na oddalonym o 160 km Cyprze.
Centrum medyczne Clemenceau w Bejrucie było "jak rzeźnia, krew pokrywała korytarze i windy" - mówiła Sara, jedna z pielęgniarek pracująca w tej placówce.
Pierwsza silna eksplozja w porcie w Bejrucie miała miejsce we wtorek ok. godz. 18 czasu lokalnego (godz. 17 w Polsce), po czym nastąpił pożar i kilka detonacji, a następnie doszło do drugiej, znacznie silniejszej eksplozji, która spowodowała ogromny dym w kształcie grzyba i praktycznie zmiotła z powierzchni ziemi port i okoliczne budynki.
Eksplozje zostały zarejestrowane przez czujniki amerykańskich służb geologicznych USGS jako trzęsienie ziemi o magnitudzie 3,3. Bez dachu nad głową pozostało do 300 tys. ludzi.