Brazylijska polityka nie ma wdzięku samby, ale ma w sobie nieco z capoeiry – narodowej sztuki walki, łączącej elementy tradycji afrykańskich niewolników, rdzennych ludów indiańskich i kultury specyficznie latynoskiej. Charakteryzuje ją m.in. przesada w gestach, akrobatyczne wywijasy i kopnięcia, częste uniki. Co prawda brutalność, właściwa niegdyś gangsterskiemu stylowi zwanemu carioca, w capoeirze niemal zanikła, ale w starciach politycznych wciąż ma się dobrze.

Robociarz i komandos

Ostatnie lata upłynęły w Brazylii pod znakiem dominacji dwóch osobowości politycznych i medialnych. Pierwsza z nich to Luiz Inácio Lula da Silva – potomek ubogiej, wielodzietnej rodziny rolników, bez formalnego wykształcenia, który ciężko pracował od wczesnego dzieciństwa. Lula był działaczem związkowym i więźniem politycznym, a później posłem lewego skrzydła lewicowej Partii Pracujących (Partido dos Trabalhadores – PT). W 2002 r. wygrał wybory prezydenckie i – korzystając z rozległych kompetencji i dobrej koniunktury – przeprowadził śmiały (choć kontrowersyjny) program reform. Podźwignięcie z nędzy licznych grup wyborców oraz talent do politycznego marketingu zapewniły mu sięgające 80 proc. poparcie pod koniec drugiej kadencji.
Reklama