Dowódca przekazał, że po dwóch wybuchach, spowodowanych przez zamachowców-samobójców, inni bojownicy IS otworzyli ogień w kierunku tłumów koło lotniska i sił USA.

McKenzie zapowiedział, że misja ewakuacji cywilów z lotniska będzie kontynuowana.

Reklama

W pobliżu lotniska w Kabulu doszło do dwóch eksplozji. Informację potwierdził na Twitterze rzecznik Pentagonu John Kirby. Wcześniej słyszano tam strzały, okazało się jednak, że siły afgańskie strzelały w powietrze z karabinu maszynowego, by rozproszyć nacierający na bramę tłum. Jak podano Joe Biden analizuje sytuację w "pokoju dowodzenia" pod Białym Domem.

Przed lotniskiem w Kabulu mimo zamkniętych bram stoją tłumy ludzi, chcących wydostać się z Afganistanu po dojściu talibów do władzy.

Rzecznik resortu obrony John Kirby potwierdził, że przed lotniskiem w Kabulu doszło do dwóch eksplozji w ramach "złożonego zamachu", w którym ucierpieli cywile i żołnierze USA. Kirby poinformował, że jedna z eksplozji miała miejsce pod Abbey Gate, jednym z głównych wejść na lotnisko, gdzie gromadzili się ludzie. Do drugiego wybuchu doszło pod hotelem Baron, ok. 300 metrów dalej. Hotel ten był używany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków przeznaczonych do ewakuacji.

Reklama

Według Sky News, jeden z wybuchów był wynikiem detonacji kamizelki zamachowca-samobójcy, zaś drugi - bomby umieszczonej w samochodzie.

Przedstawiciele administracji USA poinformowali, że prezydent Joe Biden przebywa obecnie w pokoju dowodzenia (Situation Room) pod Białym Domem, gdzie otrzymuje informacje na temat zdarzenia. Z powodu zamachu przełożone zostało jego spotkanie z premierem Izraela Naftalim Bennettem.

Reklama

Zamach w Kabulu potępił sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. "Naszym priorytetem pozostaje jak najszybsza ewakuacja jak największej liczby osób w bezpieczne miejsce" - podkreślił.

Talibowie: Straciliśmy więcej ludzi niż Amerykanie

Co najmniej 28 talibów zginęło w czwartkowych zamachach na lotnisko w Kabulu - poinformował przedstawiciel ruchu w piątek. W dwóch atakach bombowych, do przeprowadzenia których przyznał się lokalny odłam Państwa Islamskiego zginęło co najmniej 95 cywilów i 13 żołnierzy USA - informuje Agencja Reutera. Straciliśmy więcej ludzi niż Amerykanie - przekazał przedstawiciel talibów.

Talibowie: Obecność obcych wojsk w Afganistanie przyczyną zamachów

Przedstawiciel talibów Abdul Kahar Balchi powiedział w czwartek w wywiadzie dla tureckiej telewizji Haberturk, że wybuchy, do których doszło tego dnia na lotnisku w Kabulu, są aktami terroru. Dodał jednak, że ich przyczyną jest obecność obcych wojsk w Afganistanie.

- Gdy tylko sytuacja na lotnisku się wyjaśni i wyjadą zagraniczne wojska, nie będziemy już mieli takich ataków - oznajmił Balchi, który jest członkiem komisji talibów do spraw kultury.

- Obieranie za cel niewinnych cywilów jest aktem terroryzmu, który cały świat powinien potępić - dodał.

Rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid oznajmił, że talibscy bojownicy "zdecydowanie potępiają" czwartkowe zamachy i koncentrują się na kwestiach bezpieczeństwa.

"W tym momencie w Kabulu nie ma żadnego polskiego dyplomaty"

- W tym momencie w Kabulu nie ma żadnego polskiego dyplomaty; siły wojskowe są wycofywane; udało się ochronić życie i zdrowie naszych ludzi - powiedział wiceszef MSZ Marcin Przydacz.

Podczas czwartkowego briefingu w stolicy Mołdawii Kiszyniowie, Przydacz podkreślił, że Polska zdecydowała o zakończeniu ewakuacji z Kabulu w oparciu o raporty dotyczące bezpieczeństwa. - Nie chcieliśmy dłużej narażać zdrowia i życia naszych konsulów, tak więc w dniu dzisiejszym rano wylądował ostatni samolot z cywilami. W tym momencie w Kabulu nie ma żadnego polskiego dyplomaty, są oni już w bezpiecznym miejscu - zapewnił wiceszef MSZ. Jak dodał, polscy dyplomaci już od czwartkowego poranka nie pojawiali się w miejscu zagrożenia. - Dzięki Bogu udało się uchronić życie i zdrowie naszych ludzi - mówił wiceszef MSZ.

Dodał, że informacje jakie docierają z Kabulu są bardzo niepokojące. - Jest mowa o wybuchach, rannych, o ofiarach śmiertelnych, także o rannych ze strony amerykańskiej. Będziemy je wszystkie weryfikować - zapewnił. - Podkreślam raz jeszcze: polskich dyplomatów w Kabulu już nie ma, także i tych osób, które chcieliśmy ewakuować nie ma w Kabulu. Operacja ewakuacyjna także i naszych sił przebiega zgodnie z planem - przez Uzbekistan, następnie do Warszawy. Jestem przekonany, że najpóźniej jutro wszyscy nasi ludzie, wszyscy nasi obywatele, będą już bezpieczni w Warszawie - powiedział Przydacz.

"Pomyśleliśmy o ataku"

Obecna na pokładzie odlatującego samolotu z 98 Afgańczykami włoska dziennikarka telewizyjna Simona Vasta stwierdziła, że po tym, kiedy usłyszano strzały, wśród tłumu zebranego przed lotniskiem doszło do paniki. - Początkowo pomyśleliśmy o ataku - mówiła włoska dziennikarka, znajdująca się na pokładzie samolotu z ewakuowanymi Afgańczykami, cytowana przez Ansę. Jak wyjaśniła, gdy usłyszano strzały, pilot maszyny wykonał specjalny manewr. Sytuacja w samolocie według jej relacji była trudna, bo posadzono na podłodze wiele osób, by zmieściło się ich tam jak najwięcej. Tamta informacja dotyczyła jednak strzałów w powietrze z karabinu maszynowego, by rozproszyć nacierający na bramę tłum.

Wcześniej w czwartek na rzymskim lotnisku wylądował wojskowy samolot z 200 ewakuowanymi Afgańczykami, głównie współpracownikami włoskiej ambasady i kontyngentu oraz aktywistów z rodzinami.

Do tej pory przybyło ich do Włoch około 3 tysięcy.