33-letni entuzjasta internetu został aresztowany niespełna miesiąc po tym, jak wrócił do Teheranu po ośmioletnim pobycie w Kanadzie. Zarzut: szpiegostwo na rzecz państwa, którego istnienie prezydent Ahmadineżad uznaje za historyczną pomyłkę. Według komunikatów opublikowanych przez irańską agencję informacyjną Jahan News, uważaną powszechnie za tubę irańskich służb specjalnych, Derakhshan przyznał się do winy.
Rzeczywiście, pretekstem do zatrzymania "papieża irańskich blogerów" była jego wizyta w Tel-Awiwie w 2006 r. Derakhshan chciał dzięki niej - jak sam mówił - "zbudować most między Irańczykami i Izraelczykami, którzy są codziennie manipulowani przez swoje rządy". Pytany wówczas, czy nie obawia się, że ta podróż zamknie mu na zawsze drogę powrotu do Iranu, odpowiedział: "Trudno. Nie obchodzi mnie to."
Jednak nie oznacza to wcale, że internauta nie był zagorzałym irańskim patriotą. Jeden z ostatnich wpisów, który zdążył umieścić na swoim blogu około trzech tygodni temu, zanim dostęp do niego został zablokowany, brzmiał: "KOCHAM znów mieszkać w Teheranie". Derakhshan bronił też zaciekle przez atakami zachodnich dziennikarzy kontrowersyjnego prezydenta Iranu Mahmouda Ahmadineżada. "Nie wiecie, jakie jaja ma ten facet" - pisał.
Bloger zdecydowanie opowiadał się też za budową bomby atomowej przez Iran, argumentując, iż odstraszy to potencjalnych agresorów, którym nie w smak, że państwo ajatollahów pozostaje niezależnym krajem, a nie marionetką Waszyngtonu. "Jeśli USA zaatakują Iran, będę walczył z tymi draniami. Nie zamierzam siedzieć i patrzeć, jak USA przekształcają Teheran w Bagdad" - napisał kilka miesięcy temu. Z czasem zaczął także krytykować znienawidzony przez wielu muzułmanów Izrael.
Wszystkie te zgodne z oficjalną linią wpisy nie uchroniły go jednak przed aresztowaniem, a ekspertów wcale nie dziwi, że ojciec chrzestny irańskiej blogosfery trafił za kratki. To bowiem właśnie dzięki jego prostej, ale przełomowej metodzie, którą wymyślił podczas pobytu w Kanadzie, pisanie internetowych pamiętników alfabetem perskim stało się bardzo proste. Derakhshan założył także platformę z blogami, dzięki której internet stał się wirtualnym azylem, do którego uciekali wszyscy Irańczycy poszukujący innych opinii niż te wyrażane w oficjalnych mediach. Efekt jest taki, że obecnie w kraju ajatollahów jest około 21 mln użytkowników internetu, perski jest jednym z pięciu najpopularniejszych języków sieci, a swoje blogi w tym języku prowadzi ponad milion osób na całym świecie. Władze próbowały zahamować tę tendencję, spowalniając szybkość połączenia z siecią czy blokując dostęp do niektórych stron. Wszystko na nic.
"Ludzie w sposób naturalny są ciekawi świata. Nie da się tego zwalczyć, bo zawsze znajdą sposób, żeby ciekawość zaspokoić. W Iranie robią to za pomocą internetu" - mówi DZIENNIKOWI Bernahard Zangi, politolog z uniwersytetu w Bremie. "Internet jest dla irańskich władz sferą, której nie kontrolują. A Hossein Derakhshan jest dla nich symbolem tego zjawiska. I właśnie dlatego pozbawiono go wolności" - dodaje.