Mojahedin-e-Khalq Iran zrzekła się przemocy w 2001 roku. Wtedy ogłosiła się demokratycznym forum irańskich dysydentów. Ale wcześniej, przez 40 lat swojego istnienia, organizacja zdążyła przeprowadzić dziesiątki ataków terrorystycznych. I tego Bruksela nie chce zapomnieć.

Reklama

W 2002 roku organizację wpisano na "czarną listę", a pięć lat później europejscy urzędnicy postanowili dodatkowo zamrozić fundusze mudżahedinów. Irańscy dysydenci pozwali więc Unię do sądu. W czwartek kolejną pozytywną dla nich decyzję wydał Sąd Pierwszej Instancji Trybunału Sprawiedliwości. Uznał, że Unia nie przedstawiła żadnych informacji, które uzasadniałyby obecność mudżahedinów na "czarnej liście". Nie było też podstaw do zamrożenia funduszy.

Unijni urzędnicy argumentowali, że ze względów bezpieczeństwa nie mogą podać "niektórych informacji odnoszących się do sprawy". Teraz mają dwa miesiące na apelację od wyroku. Jeszcze nie wiadomo, czy Bruksela skorzysta z tego prawa.

Założony w połowie lat 60. ruch Mojahedin-e-Khalq Iran (People's Mujahedin of Iran - PMOI) odpowiada za ataki terrorystyczne na cele irańskie i amerykańskie, w tym zabójstwa kilkudziesięciu irańskich urzędników. W latach 80. ruch sponsorowany był przez dyktatora Iraku Saddama Husajna, w zamian za co pomagał mu w wojnie z Iranem.

Organizacja od początku opowiadała się za sekularystyczną demokracją w Iranie. Dlatego najpierw walczyła z kontrolowanym przez USA szahem Pahlavim, a potem z reżimem ajatollahów.