Już za kilka dni Komisja opublikuje projekt Partnerstwa wschodniego, dokumentu, który określi na bardzo długo charakter stosunków między Unią a Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, Azerbejdżanem, Armenią i być może Białorusią. Wczoraj Ferrero-Waldner przedstawiła założenia dokumentu premierowi Donaldowi Tuskowi i prezydentowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo to Polska wraz z Szwecją najmocniej chciały zacieśnienia współpracy z byłymi republikami sowieckimi.
Jednak w trakcie konferencji prasowej pani komisarz porównała ideę "Partnerstwa" do lansowanej przez Francję Unii Śródziemnomorskiej, która ma ułatwić współpracę między UE a krajami Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. To dla naszych wschodnich sąsiadów niekorzystne zestawienie, bo Bruksela od początku stawia sprawę jasno: dla krajów afrykańskich nie ma i nigdy nie będzie miejsca w Unii.
Dlaczego Komisja Europejska nie chce uchylić nawet w długiej perspektywie drzwi dla Ukrainy? "To byłaby decyzja polityczna, na którą musiałyby się zgodzić wszystkie 27 krajów UE" - mówi Ferrero-Waldner. I wskazuje, że już teraz w tak dużym gronie Unii trudno podejmować decyzje, tym bardziej że wciąż nie wszedł w życie traktat lizboński.
Problemy są też po stronie krajów Europy Wschodniej. Bo, jak wskazuje Ferrero-Waldner, pozostało tu "niezwykle dużo" do zrobienia z usprawnieniem działania struktur państwa. Jej zdaniem Ukrainę musi "ustabilizować działanie demokracji", a Gruzja w ogóle ustanowić podstawy demokracji jak swobodę zrzeszania się i wolność akcji dla opozycji.
Czym miałaby zatem być "pogłębiona wspólnota gospodarcza"? Komisarz wymienia swobodę prowadzenia handlu, przyjęcie przez Ukrainę prawa europejskiego, a także wprowadzenie "do pewnego stopnia" swobody świadczenia przez Ukraińców w Unii usług i podejmowania tu pracy.