"Nie będziemy jeździć rosyjskim autochłamem!" - krzyczeli drobni importerzy samochodów z nadamurskiego Błagowieszczeńska. Początkowo manifestanci domagali się wyłącznie wycofania się władz z drastycznych podwyżek cła. Sytuacja zmieniła się, gdy na mównicę weszła jedna ze studentek miejscowego uniwersytetu. "Powinniśmy zażądać od prezydenta Dmitrija Miedwiediewa dymisji premiera Putina" - krzyczała. Odpowiedział jej aplauz tłumu.

Reklama

>>>Eduard Limonow: Szykujmy się na ferment w Rosji

Co ciekawe, organizatorzy wiecu pozwolili także przedstawić racje drugiej stronie. "Podwyższyliśmy cła z troski o rosyjskich producentów" - tłumaczyła deputowana kremlowskiej Jednej Rosji Natalia Pugaczowa. Jej wystąpienie zagłuszyły gwizdy. Na koniec Pugaczowa odjechała z wiecu samochodem… sprowadzonym z Japonii.

Kontrowersyjne środki ochrony rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego uderzają zwłaszcza w mieszkańców Dalekiego Wschodu. Wielu z nich trudni się sprowadzeniem tańszych aut z Japonii i Chin i sprzedawaniem ich na Syberii, gdzie samochody są znacznie droższe.

>>>Garri Kasparow: Władze Rosji obawiają się buntu

Do poprzednich wystąpień doszło 21 grudnia we Władywostoku. Tam jednak demonstracje zostały rozgonione przez specjalne oddziały milicji. "Niby panuje kryzys, a władza ma pieniądze, żeby spod Moskwy OMON sprowadzać" - komentują gorzko mieszkańcy Syberii. Kreml obawia się, że pogarszająca się sytuacja gospodarcza Rosji wywoła lawinę niepokojów społecznych. Także dlatego niedawno wycofano się z planów reformy wojsk wewnętrznych, które w państwach byłego ZSRR służą głównie do rozpędzania ulicznych protestów.