Od 2019 roku ofiary "kuracji" w niemieckich uzdrowiskach domagają się uznania ich cierpienia i dochodzenia w sprawie przyczyn nadużyć.Federalne Ministerstwo ds. Rodziny poinformowało jednak ofiary, że rząd federalny nie poczuwa się do odpowiedzialności i nie udzieli im żadnego wsparcia. Wydanie tego komunikatu "zajęło ministerstwu ponad dwa lata" - napisała Anja Roehl, przewodnicząca zajmującego się sprawą wysyłanych dzieci stowarzyszenia Verein Aufarbeitung und Erforschung Kinderverschickung (AEKV).

Reklama

Zapytana przez PAP o dalsze kroki stowarzyszenia, Roehl podkreśliła, że oczywiście będziemy nadal wysuwać nasze żądania, chcemy przekazać petycję, gdy tylko zdobędziemy 50 tys. zwolenników. Poinformowała również, że niezależnie od tego będziemy starali się nakłonić polityków do udzielenia nam wysłuchania w Bundestagu.

Ponura historia niemieckich uzdrowisk

Od końca lat czterdziestych XX wieku, czyli niedługo po zakończeniu wywołanej przez Niemcy wojny światowej, w RFN masowo wzrastała liczba chłopców i dziewcząt niedożywionych lub z nadwagą. Dzieci kierowano do sanatoriów i domów opieki na tzw. kuracje. "Stało się to dobrze prosperującym biznesem: miliony dzieci w wieku od dwóch do czternastu lat, były poddawane przez sześć do dwunastu tygodni czarnej pedagogice, której personel często uczył się w czasach nazizmu" - napisał dziennik "Süddeutsche Zeitung".

Reklama

Nagłośnionym przez Roehl - która sama było dzieckiem poddanym okrutnym "kuracjom", i to dwukrotnie - procederem coraz częściej zajmują sie media, ale także naukowcy. Ostatno Christian-Albrechts-Universitaet zu Kiel (CAU) przeprowadził dochodzenie w sprawie złego traktowania dzieci wysłanych do ośrodków w Sankt Peter-Ording w Szlezwiku-Holsztynie. Opracowanie powstało w oparciu o kilka tysięcy stron materiałów archiwalnych, dziesięć wywiadów indywidualnych oraz kilkaset ankiet z badania zewnętrznego.

Reklama

Według badania, dzieci wywożone do uzdrowisk zgłaszały przemoc fizyczną, taką jak kary cielesne, więzienie, pozbawienie żywności lub przymus jedzenia. Osoby poszkodowane często wspominały o przemocy psychicznej, m.in. obelgach, zawstydzaniu, poniżaniu lub zakazach. Jedna z ofiar opowiedziała stowarzyszeniu, że dla odstraszenia tych, którzy odzywali się bez pozwolenia, włożono ją do worka i zaniesiono przed piec, gdzie grożono, że zostanie spalona. Innemu dziecku grożono zaś utopieniem.

Niemieckie media opisywały historię 9-letniej dziewczynki, która przyjechała do uzdrowiska w 1968 roku. "W swojej walizeczce miała małą pluszową sowę i książkę o Mozarcie. Gdy tylko przeszła przez żelazną bramę wraz z około 16 innymi dziewczynkami i znalazła się na tzw. placu apelowym, wszystko zostało jej odebrane. Walizki zostały opróżnione, a ich zawartość ułożona w stosy. Na jednym stosie były pluszaki, na drugim książki, a na trzecim obcięte włosy" - ujawnił "Süddeutsche Zeitung".

Dochodziło do śmierci dzieci

Niejednokrotnie dochodziło też do śmierci podopiecznych. W Bad Salzdetfurth w Dolnej Saksonii siedmiolatek zadławił się wymiocinami, dziewczynka zmarła na infekcję, a w maju 1969 r. trzylatek został pobity na śmierć przez inne dzieci.

Na dzieciach przeprowadzano też eksperymenty medyczne, m.in. testowano leki. Ustalono, że np. w 1960 roku na ponad 300 dzieciach w klinice płuc Caritas w Wittlich testowano talidomid - lek o działaniu przeciwwymiotnym, przeciwbólowym i usypiającym, opracowany przez chemików z RFN w 1953 roku. W 1960 roku udowodniono, że lek ten ma silne działanie teratogenne i powoduje poważne wady rozwojowe, m.in. brak kończyn.

Dla wszystkich krajów związkowych byłej Republiki Federalnej liczbę dzieci wysłanych na kuracje w latach 1945-1990 szacuje się, według różnych obliczeń, na sześć do ośmiu milionów lub nawet dwanaście milionów. Poszkodowani chcą, aby ich cierpienie zostało uznane i aby przypominały o nim tablice pamiątkowe w uzdrowiskach, w których przeżyły gehennę.

Z Berlina Berenika Lemańczyk