"Najbardziej niepokojące i absurdalne 24 godziny Elona na Twitterze" – tak portal Vice ocenił aktywność szefa platformy. Trudno się nie zgodzić – w mijającej dobie szef Twittera zawiesił konto 20-latka, który publikował pozycję jego samolotu, wprowadził zmiany w polityce platformy zabraniające takich praktyk, a następnie sam udostępnił wideo z wizerunkiem osoby, która miała śledzić jego auto, prosząc 120 mln obserwujących o pomoc w ustaleniu jej tożsamości.

Reklama

Kim jest Jack Sweeney?

Jack Sweeney jest pasjonatem lotnictwa. Od ponad roku prowadzi konta, które pozwalają obserwować ruch prywatnych samolotów należących do miliarderów. Program, który napisał Sweeney pobiera dostępne publicznie dane dotyczące ruchu lotniczego, a potem generuje na ich podstawie wiadomość o aktualnym położeniu samolotów Elona Muska oraz innych znanych postaci. Jego boty informują obserwujących, kiedy odrywa się od ziemi maszyna Marka Zuckerberga, Billa Gatesa, Jeffa Bezosa albo Rapera Drake’a. Ich twórca w rozmowie z „The Guardian” przyznawał niedawno, że na swoim pomyśle zamierza zarabiać – chce udostępnić narzędzie, które umowżliwia subskrybowanie informacji o lotach ulubionych celebrytów.

Konto Sweeneya od dłuższego czasu irytuje Elona Muska. W ubiegłym roku miliarder chciał zapłacić mu za jego zamknięcie. Ten nie przyjął jednak propozycji finansowej. Ponoć zaproponował, że przestanie śledzić samolot Muska, jeśli dostanie staż w Tesli.

Po tym, jak miliarder kupił Twittera, zapowiedział, że Sweeney może pozostać na platformie. 6 listopada napisał na swoim profilu: "moje oddanie wolności słowa sięga nawet tego, ze nie będę blokował konta, które śledzi mój samolot, nawet jeśli oznacza to dla mnie personalne ryzyko”. Wczoraj jednak zmienił zdanie – zablokował nie tylko profil ujawniający pozycję jego maszyny, ale także wszystkie jego klony”. Na platformie nie będzie można już podawać lokalizacji osób w czasie rzeczywistym. Trzeba będzie publikować je z pewnym opóźnieniem.

Musk uzupełnił także zasady używania platformy tak, by podawanie takich informacji było niemożliwe. Prawo, w przypadku Twittera zadziałało wstecz.

Miliarder (który stracił niedawno pozycję najbogatszego na świecie), poskarżył się też na szalonych stalkerów. Opublikował wideo z wizerunkiem człowieka, który – jego zdaniem – zablokował przejazd auta wiozącego jego syna, X. Poprosił swoich obserwujących, by pomogli go rozpoznać.

"I to był bardzo niepokojący moment. Jeden z najbogatszych ludzi na świecie prosił miliony swoich radykalnych fanów o to, by rozpoznać osobę, zamiast iść na policję. To niebezpieczne zachowanie” – przekonują redaktorzy strony. Podsumowują też zmianę, jaka zaszła po tym, jak miliarder kupił platformę. "Założenie poprzedniego podejścia Twittera, mimo wszystkich swoich wad, zazwyczaj opierało się na korporacyjno-biurokratycznym procesie, w którym wiele osób wnosiło wkład” – piszą. "Teraz jest jasne, że Musk prowadzi Twittera jako swoje osobiste lenno, a jego zaangażowanie w wolność słowa i moderowanie w ramach prawa zniknęło”.