Tym razem nawet Zieloni zdają się mieć dość działań ekstremistów klimatycznych. Ostatnia akcja radykalnej grupy wywołała konsternację wśród polityków tej partii – twierdzi „Bild”. Uzasadnieniem akcji miał być fakt, że „konsumenci ropy lekceważą prawa podstawowe”.

Reklama

Usprawiedliwianie się w ten sposób i wyrażanie wyższości moralnej jest niebezpieczne. To bardzo niebezpieczne. Poczucie, że trzeba działać w duchu wyższej i słusznej sprawy doprowadziło w latach 70. do straszliwej przemocy – skomentowała na Twitterze była sekretarz Zielonych Marieluise Beck, odwołując się do eskalacji lewicowego ekstremizmu, z którego wyłoniła się m.in. terrorystyczna Frakcja Czerwonej Armii (RAF).

Także szefowa Zielonych Ricarda Lang stwierdziła na Twitterze, że „to działanie jest po prostu złe”. W dosadnych słowach ocenił sprawę ekspert Zielonych Konstantin von Notz, stwierdzając: „Was fuer eine Scheiss-Aktion” (Co za gó...na akcja)”.

Ostra krytyka pod adresem działaczy klimatycznych z powodu profanacji pomnika popłynęła też ze strony SPD. Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu Michael Roth porównał działania demonstrantów do niszczenia dzieł sztuki przez talibów.

Reklama

Co za tania, niegodna akcja. Macie gdzieś podstawowe prawa, niszczycie sztukę jak talibowie i wciąż czujecie się bohaterami! Czy naprawdę wierzycie, że wspieracie ochronę klimatu?! – zapytał Roth na Twitterze.

Działania ruchu klimatycznego skrytykowała także szefowa MSW Nancy Faeser (SPD), podkreślając w wywiadzie dla „Bild am Sonntag”, że ma "zero zrozumienia dla takich działań". Nie ma usprawiedliwienia dla mazania brudem po prawach podstawowych – i to w Bundestagu, sercu naszej demokracji. To pokazuje, że tym ludziom zależy tylko na chaosie. To całkowicie niegodne działanie musi być teraz konsekwentnie ścigane – podkreśliła Faeser.

Kłopoty aktywistów

Aktywiści klimatyczni biorący udział w akcji mają ponieść konsekwencje prawne; wszczęto śledztwo przeciwko sześciu osobom w związku ze zniszczeniem mienia. Ponadto toczy się postępowanie administracyjne m.in. w sprawie naruszenia ustawy o wolności zgromadzeń – dowiedział się "Bild”.