Stany Zjednoczone wznowiły loty dronów rozpoznawczych nad regionem Morza Czarnego po incydencie z udziałem rosyjskiego myśliwca Su-27 we wtorek 14 marca.

Reklama

Tym razem Amerykanie mieli użyć drona RQ-4 Global Hawk. Urzędnicy, na których powołuje się agencja, dodali, że był to pierwszy taki lot dronem po incydencie z zestrzeleniem MQ-9 Reaper. Wcześniej urzędnicy Pentagonu wielokrotnie podkreślali, że ten incydent nie przeszkodzi Waszyngtonowi w przeprowadzaniu takich misji. Incydent, do którego doszło w miniony wtorek "był pierwszym bezpośrednim incydentem amerykańsko-rosyjskim od początku wojny na Ukrainie, który pogorszył i tak już napięte stosunki między Waszyngtonem a Moskwą, ponieważ oba kraje publicznie wymieniły oskarżenia" - czytamy.

Incydent nad Morzem Czarnym

Rankiem 14 marca dwa rosyjskie samoloty Su-27 przeprowadziły niebezpieczne przechwycenie bezzałogowego samolotu rozpoznawczo-obserwacyjnego i rozpoznawczego MQ-9 Sił Powietrznych USA, który działał w międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Morzem Czarnym.

Dowództwo Sił Powietrznych USA w Europie poinformowało, że jeden z rosyjskich samolotów Su-27 uderzył w śmigło MQ-9, powodując "utratę" drona przez siły amerykańskie na wodach międzynarodowych.

Rzecznik Pentagonu gen. Patrick Ryder powiedział, że w wyniku incydentu doszło do pewnych uszkodzeń rosyjskiego samolotu.

Rosyjskie ministerstwo obrony oświadczyło, że amerykański dron leciał nad Morzem Czarnym w rejonie Półwyspu Krymskiego w kierunku granicy państwowej Federacji Rosyjskiej. Jak opisywał rosyjski resort obrony, w wyniku ostrych manewrów bezzałogowy statek powietrzny MQ-9 "wszedł w fazę niekontrolowanego lotu z utratą wysokości i zderzył się z powierzchnią wody".