Margarita, która wróciła z wojny na Ukrainie, już od dwóch miesięcy przebywa na rehabilitacji. Regularnie odwiedza psychologa, przyjmuje antydepresanty i próbuje zapomnieć o tym, co ją spotkało, ale zapomnieć się nie da. Usłyszała od lekarza, że będzie potrzebowała około pół roku, by przezwyciężyć stany lękowe i ataki paniki - czytamy w relacji niezależnego portalu Sibir.Realii, jednej z filii Radia Swoboda.

Reklama

42-latka wstąpiła do armii ze względów finansowych, próbując poprawić swoją sytuację materialną. Margarita ma dwoje chorych dzieci, musi też spłacać kredyt.

Na Ukrainie miała służyć jako sanitariuszka, lecz "wpadła w oko" jednemu z pułkowników, który zamierzał oddelegować ją do siedziby sztabu. Kobieta nie zgodziła się być kochanką oficera, czyli - w wojskowym slangu - "frontową żoną", dlatego została za to ukarana. Przez miesiąc musiała wegetować w skrajnie trudnych warunkach, śpiąc niemal na gołej ziemi, bez możliwości skorzystania z wojskowego namiotu.

Reklama

Obowiązywało tam tylko jedno prawo - słowo pułkownika. (...) Chcieli mnie złamać, żebym zgodziła się zostać jego kochanką. Nie dałam się, a gdy (oficer) zrozumiał, że (mu się nie uda), natychmiast rozkazał wysłać mnie do jednostek artylerii. Na pierwszą linię frontu. Być może sądził, że tam po prostu zdechnę - relacjonowała Margarita w rozmowie z Radiem Swoboda.

Reklama

Jak podkreśliła, większość kobiet wysłanych na wojnę zgadza się na rolę "frontowych żon", ponieważ jest to dla nich szansa na przeżycie. Oficerowie rozdzielają między sobą żołnierki niczym towar. - Jedna dla zwiadowców, inna dla czołgistów, jeszcze inna dla piechoty - przyznała.

Margarita dodała, że nawet takie "uprzywilejowane" warunki życia nie zawsze gwarantują kobietom nietykalność. - Widziałam na własne oczy, jak oficer postrzelił "swoją" dziewczynę Swietłanę. Nie wiem, czy wcześniej sobie popili, czy to się stało z zazdrości. A potem zainscenizowali to w ten sposób, że niby dokonali tego Ukraińcy. (...) Swietłana przeżyła, ale została inwalidką. Przeszła już pięć operacji, a czeka ją jeszcze szósta - relacjonowała 42-latka.

Kobiety zmuszane do stosunków seksualnych z oficerami były często zastraszane i katowane. Swietłanę bili kolbą karabinu, co mogą potwierdzić świadkowie. Być może działo się tak dlatego, że chociaż wszystkie "frontowe żony" były zamężne, tylko Swietłana zdecydowała się o tym opowiedzieć swojemu małżonkowi. Niektóre kobiety musiały nawet godzić się na intymne relacje z kilkoma mężczyznami. Nikt ich jednak za to nie potępiał, ponieważ najważniejszym celem stało się tam dla wszystkich przeżycie na wojnie - przyznała Margarita.

Rozmówczyni Radia Swoboda opowiedziała też o innych wstrząsających przykładach traktowania podwładnych w rosyjskiej armii. Najbardziej drastyczne historie dotyczyły żołnierzy, którzy odmawiali udziału w szturmach na pozycje przeciwnika.

(Oficerowie) kazali im kopać sobie własne groby. Gdy już wykopali, zmuszali ich, by położyli się w tych grobach. Potem inni żołnierze, którym grożono bronią, byli zmuszani do przysypywania (swoich kolegów) ziemią - i to tak, że nie było im widać nawet głów. Potem dowódca plutonu czy kompanii chodził i po kolei strzelał do tych dołów. Jeśli kogoś trafił, to ten ktoś żegnał się z życiem, a jeśli przeżył - wychodził z tego grobu już jako człowiek ze zwichniętą psychiką. Takiemu było już wszystko jedno. Potem wysyłali ich na pierwszą linię frontu. Niektórzy nie wrócili. Inni, dorośli mężczyźni, do dziś (po tych wydarzeniach) nie potrafią np. zapanować nad swoimi potrzebami fizjologicznymi - wspominała Margarita.

Kolejny przykład nieludzkich relacji pomiędzy żołnierzami i ich dowódcami dotyczył wojskowych zmuszonych do długotrwałego przebywania w okopach.

Oni sobie sami przestrzeliwali nogi, byle tylko się stamtąd wydostać. Siedzieli w okopach tygodniami i nie byli już (nawet) w stanie prosto chodzić. Stopy gniły im od ciągłej wilgoci i mrozów. Kiedy zdejmowali buty, byłam po prostu przerażona, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Wszystko było czarne. Mięso z zaschniętą krwią, nie można było nawet rozróżnić palców. Jedyne, co można było zrobić, to amputować - opowiadała rozmówczyni Radia Swoboda.

W ocenie niezależnych rosyjskich badaczy i obrońców praw człowieka takie przykłady traktowania żołnierzy w armii nie są niczym nowym i powtarzają się od dziesiątków lat. Według docenta Wyższej Szkoły Gospodarki w Petersburgu Maksima Arzamascewa nawet co czwarta kobieta służąca w rosyjskim wojsku zetknęła się z jakąś formą przemocy seksualnej.

Podczas jednej z wojen w Czeczenii, czyli w latach 90. XX wieku lub na początku XXI wieku, pewien oficer musiał wręcz ukrywać niezamężne kobiety służące na podstawie kontraktu, żeby nie zostały wykorzystane przez dowódców, którzy przyjechali do tej jednostki na inspekcję - wspominał w rozmowie z Radiem Swoboda psycholog Igor Seliwanow.