Jak podkreśla Popowa, głównym celem jej działalności jest tymczasowa rehabilitacja dzikich zwierząt.

Ratujemy je, udzielamy niezbędnej pomocy, karmimy, leczymy. A potem szukamy im godnych warunków do dalszego życia. Zajmujemy się również zwierzętami takimi jak lwy, tygrysy czy niedźwiedzie, które urodziły się w niewoli i nie mogą być wypuszczone na wolność. Gdy są już w dobrej kondycji, przekazujemy je za granicę do innych ośrodków – opowiada.

Reklama

Zwierzęta trafiły do poznańskiego zoo

Przykładem jest poznańskie zoo, do którego Popowa przekazała już ponad 200 zwierząt. Dyrektor (Ewa) Zgrabczyńska przyjmuje od nas wszystkie zwierzęta, które przeszły rehabilitację, a następnie szuka im stałego miejsca do życia - tłumaczy. I dodaje: Śledzę ich losy, a potem cieszę się, gdy widzę, jak spokojnie żyją. W takich chwilach rozumiem, dlaczego to robię i dlaczego ryzykuję życiem. I to daje mi siłę.

Ukraina od lat zmaga się z problemem trzymania dzikich zwierząt przez prywatne osoby – w ciasnych klatkach i nieodpowiednich warunkach. Od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę, kiedy wiele osób wyjeżdżało z Ukrainy, zwierzęta pozostawiano na pastwę losu. „Te zwierzęta miały wyjątkowego pecha, bo nie miały szans na samodzielne wyjście z klatki” – opowiada Popowa. Podkreśla, że części zwierząt groziła śmierć, ale cudem zostały uratowane niemal w ostatniej chwili.

Głównie to żołnierze walczący na froncie znajdują zwierzęta, które są później ewakuowane. Wtedy nasz trzyosobowy zespół jedzie i zabiera stamtąd zwierzęta. Wojsko pomaga nam w załadunku, a także osłania nasz powrót – relacjonuje wolontariuszka.

Reklama

Ratowali niedźwiedzia w Bachmucie

Pewnego razu wojsko wezwało nas do Bachmutu by ratować niedźwiedzia. Wszystko wokół było zniszczone. Stan niedźwiedzia był na tyle zły, że nie mógł ustać na łapach. W jego ratowaniu pomagało mi piętnastu żołnierzy. Wszyscy narażaliśmy swoje życie, ale dla nas najważniejsze było, żeby nie stracić swojego człowieczeństwa - dodaje.

Popowa z wykształcenia nie jest weterynarzem. Jednak wojna zmusiła ją do tego, by jak lekarz pomagać dzikim zwierzętom. Mimo braku medycznego doświadczenia, zmuszona jest czasem podać zwierzęciu dożylnie znieczulenie.

Jak twierdzi, żaden weterynarz nie zgodzi się pojechać na front. Dlatego uczy się wszystkiego na bieżąco. Pierwszy raz wykonywałam znieczulenie przez telefon z lekarzem. Nie miałam nawet profesjonalnej rurki. Dopiero poznańskie zoo mi ją przekazało. Wcześniej miałam rurę kanalizacyjną, przez którą podawałam środek znieczulający - opowiada.

Na pytanie, dlaczego wciąż ryzykuje i ratuje dzikie zwierzęta odpowiada, że „każdy Ukrainiec powinien pomagać krajowi w sposób, w jaki może. Ja mogę się przydać w ratowaniu zwierząt. Ratuję dzikie zwierzęta, żeby pozostać człowiekiem. Zwłaszcza przy tej całej brutalności i barbarzyństwu, z którą weszli do nas Rosjanie”.

Wesprzeć fundację można na stronie https://linktr.ee/wildanimalsuaCały

Autorka: Iryna Hirnyk