Jak stwierdził dyplomata, Stany Zjednoczone są zaniepokojone tym, że węgierscy urzędnicy wykorzystują NATO jako narzędzie do rozwiązania dwustronnych problemów. Rząd w Budapeszcie blokował spotkania Komisji od 2017 roku w związku z ukraińską ustawą oświatową, która - zdaniem władz węgierskich - ogranicza prawa około 150-tysięcznej mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu.

Reklama

"To cyniczne"

Cyniczne jest wzywanie do zawieszenia broni (w wojnie Rosji przeciwko Ukrainie), gdy to nie twój kraj jest w prawie 20 procentach okupowany przez obcą armię najeźdźców - dodał Pressman, który wziął udział w panelu dyskusyjnym na temat stosunków węgiersko-ukraińskich zorganizowanym w ambasadzie USA w Budapeszcie.

Ambasador podkreślił, że Waszyngton chce "sprawiedliwego i trwałego pokoju", dlatego właśnie "stoi ramię w ramię z Ukrainą". Dodał też, że popieranie Kijowa nie jest "wciąganiem Węgier do wojny", jak przekonuje rząd w Budapeszcie.

Reklama

Kiedy słyszymy polityków opowiadających się za appeasementem pod maską pokoju, powiedzmy sobie jasno: jeden człowiek może dziś doprowadzić do pokoju. Jeśli Putin przestanie walczyć, wojna się skończy. Jeśli Ukraina przestanie walczyć, skończy się Ukraina - powiedział Pressman.

Otwarta krytyka

Po przybyciu na Węgry we wrześniu 2022 roku ambasador Pressman otwarcie krytykuje stosunek rządu tego kraju do wojny Rosji przeciwko Ukrainie, co kilkakrotnie spotkało się z reakcją władz węgierskich, w tym premiera Viktora Orbana.

Na początku kwietnia na Węgrzech pojawiły się finansowane przy wsparciu ambasady USA plakaty i billboardy wzywające do wycofania wojsk rosyjskich z Ukrainy, co zostało krytykowane przez polityków partii rządzących jako wywieranie presji na Węgry.

Rząd w Budapeszcie od jesieni 2017 roku blokował spotkania Komisji NATO-Ukraina na wysokim szczeblu. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zdecydował jednak - wbrew stanowisku węgierskiemu - o zwołaniu posiedzenia Komisji 4 kwietnia, podczas krótego ministrowie spraw zagranicznych Sojuszu potwierdzili poparcie dla Kijowa.

Z Budapesztu Marcin Furdyna