21 stycznia 2021 r., dzień po zaprzysiężeniu prezydenta Bidena, odchodząca ekipa Białego Domu w gorączkowym pośpiechu pakowała rzędy pudeł z dokumentami, które jej szef gromadził w swoim apartamencie w ostatnich miesiącach rządów. Ludzie z otoczenia Donalda Trumpa między sobą enigmatycznie nazywali je "jego papierami”, ale każdy miał świadomość, że to materiały niejawne - nie wyłączając tych z oznaczeniem "top secret" - których przechowywanie i udostępnianie podlega surowym zasadom.
Oficjalne instrukcje ignorowano
Po wyborach główny radca administracji wielokrotnie upominał zresztą bliskich współpracowników Trumpa, że wszelkie dokumenty, które przewinęły się przez Gabinet Owalny, zgodnie z ustawą są własnością państwową, a ich miejsce jest w Archiwach Narodowych - federalnej agencji sprawującej pieczę nad rządowymi i historycznymi aktami.
Oficjalne instrukcje zbywano jednak wymówkami albo zwyczajnie ignorowano. Na polecenie eksprezydenta 80 pudeł poleciało więc śmigłowcami Marine One do Mar-a-Lago, luksusowego ośrodka wypoczynkowego na Florydzie, gdzie mieści się jego rezydencja. Ponieważ przeprowadzka odbywała się w szalonym pędzie (Trump do ostatniej chwili wzbraniał się przed oddaniem władzy), personel nie wiedział, co zrobić z tak delikatnym, lecz pokaźnych rozmiarów transportem.
CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM WYDANIU MAGAZYNU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ>>>