Jak zachowa się armia?
Prigożyn już wiele tygodni temu znalazł się w ostrym konflikcie z kierownictwem armii. W niewybrednych, często wulgarnych słowach krytykował ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa sztabu generała Walerija Gierasimowa za poziom dowodzenia na froncie ukraińskim. Do mowy potocznej przeszła fraza "Gdzie, suko, amunicja?"; kurator Grupy Wagnera skarżył się w ten sposób, że przez niewykonywanie planu dostaw pocisków jego najemnicy, jak i cała rosyjska armia, ponoszą ogromne straty m.in. w bitwie o Bachmut, w której wagnerowcy odgrywali istotną rolę. Z kolei Kreml próbował podporządkować Grupę Wagnera sztabowi generalnemu. Jest oczywiste, że wsparcia u dowódców Prigożyn nie może szukać.
Pytanie jednak, jak daleko sięgają sympatie wobec wyrazistego oligarchy wśród niższych stopniem oficerów i zwykłych żołnierzy. Nie wiemy, ilu z nich podziela opinię Prigożyna, że najważniejsi dowódcy traktują żołnierzy jak mięso armatnie, a przywódcy polityczni oszukali naród co do prawdziwych przyczyn inwazji na Ukrainę. Nie wiemy, więc, jaka część sił zbrojnych byłaby skłonna stanąć po stronie wagnerowców albo chociaż sabotować rozkazy tłumienia buntu. Trudno wyciągać decydujący wniosek tylko po tym, że Prigożyn zajął bez oporu Rostów nad Donem. W nocy istotną rolę odgrywał jeszcze element zaskoczenia i wyraźny brak decyzji Kremla, jak reagować na bunt. Poranne przemówienie Władimira Putina, w którym nazwał buntowników mianem zdrajców, zdefiniowało politykę państwa.
Na kogo może liczyć Prigożyn?
Kurator wagnerowców wydaje się postacią politycznie osamotnioną. Zawsze był człowiekiem Putina, któremu do pewnego momentu okazywał bezwarunkową lojalność i oddanie. W pewnym sensie najbliżej było mu do wiceszefa prezydenckiej administracji Antona Wajny, ale ich relacje trudno nazwać mianem partnerskich. Wajno raczej odpowiadał za pilnowanie Prigożyna w imieniu Kremla. W tym sensie uderzające jest też tempo deklarowania oddania wobec Putina przez lokalnych watażków, którzy dotychczas dobrze żyli z wagnerowcami. Przykładem szefowie kolaboranckich administracji na terenach anektowanych, choćby w Doniecku i Symferopolu, którzy rano publicznie i demonstracyjnie wzywali do lojalności wobec prezydenta Rosji.
Prigożyn jako były kryminalista nie cieszy się szacunkiem wywodzących się ze służb specjalnych elit z otoczenia Putina. Choćby z tego względu nikt go nie traktuje jako realnego kandydata na następcę prezydenta. A jeśli "kucharz Putina" liczył na neutralność Ramzana Kadyrowa, którego także łączą nieproste relacje z częścią kadry dowódczej, szybko się przeliczył, gdy przywódca Czeczenii zadeklarował wysłanie wiernych sobie sił do tłumienia rebelii. Wszystko to nie znaczy, że Prigożyn nie ma niepublicznych sojuszników w którejś z „wież Kremla”, jak potocznie są nazywane najważniejsze frakcje w strukturach siłowych. Ale mogą się oni zaangażować po stronie buntownika tylko wtedy, jeśli jego wystąpienie nabierze charakteru trwałego. Innymi słowy, jeśli Prigożyn wytrwa pierwsze dni i będzie sprawiał wrażenie realnej siły.
Jak dobrze przygotował się do buntu?
Konflikt Prigożyna z resortem obrony trwał od tygodni, ale nie wiadomo, w jakim momencie Prigożyn podjął decyzję, by wystąpić zbrojnie przeciwko armii. Nie wiemy też, czy głód amunicji, na jaki skarżył się w trakcie szturmu Bachmutu, nie był przynajmniej częściowo przykrywką, by zgromadzić zasoby potrzebne do okopania się w południowej Rosji. Jeśli wagnerowcy zechcą stawiać opór, mają duże doświadczenie w prowadzeniu działań w mieście, które mogą wykorzystać w Rostowie nad Donem. Kilka, w porywach do kilkunastu tysięcy żołnierzy, którymi dysponuje Prigożyn, to dobry punkt wyjścia do przetrwania kilku dób albo opanowania jednego miasta w rodzaju Rostowa, ale już niekoniecznie do zapowiadanego marszu na Moskwę. Kolejne dni pokażą, czy wagnerowcy zechcą i czy zdołają (to dwa różne pytania) zwiększyć liczebność swoich sił.
Co z oddziałami walczącymi z Ukrainą?
Od odpowiedzi na powyższe pytanie zależy też, czy rosyjscy dowódcy będą musieli sięgnąć po wsparcie oddziałów zaangażowanych na froncie ukraińskim, czy też wystarczy im sił przebywających na tyłach na terenie Rosji. Im dłużej potrwa chaos i im bardziej Rosjanie będą zajęci sami sobą, tym większym prezentem będzie bunt Prigożyna dla ukraińskiej kontrofensywy. Założenie, że po kilku udanych przełamaniach może ona doprowadzić do załamania się całego frontu, przestałoby wówczas wyglądać na zupełnie hurraoptymistyczne. Z drugiej strony szybkie stłumienie buntu i pozbycie się Prigożyna, który od tygodni zaczął raczej Kremlowi przeszkadzać niż pomagać, może wręcz ułatwić koordynację działań wymierzonych w Ukrainę. Ukraińcy patrzą na całą sytuację z dużymi nadziejami i zainteresowaniem.
A może to tylko inscenizacja?
Część ekspertów, także rosyjskich, uważa, że bunt Prigożyna jest wyreżyserowaną inscenizacją mającą umożliwić Putinowi ogłoszenie decyzji, które w innym przypadku byłyby nie do pomyślenia. Wprawdzie im dłużej trwa rebelia, tym większe straty wizerunkowe ponosi Kreml (dla autokraty najgorsze jest okazanie słabości, bo naraża cały system polityczny na przyspieszony rozpad), ale takiego wariantu też nie da się teoretycznie wykluczyć. Prigożyn i tak musiałby w takiej sytuacji zostać poświęcony i usunięty z planszy, ale Kreml mógłby jego rebelią uzasadnić czystkę w siłach zbrojnych albo radykalną zmianę w sprawach ukraińskich. Przy czym w grę wchodziłoby zarówno częściowe wycofanie się z zajętych terytoriów i zielone światło dla targów o pokój, jak i przeciwnie, kolejna fala mobilizacji w imię zagrożenia rozpadem kraju, o którym Putin wspomniał w trakcie porannego przemówienia.