Michał Potocki: Dostał pan kiedyś tort aresztancki od współwięźniów?

Andrej Sannikau: O, tak.

W jakich okolicznościach?

Byłem w trzech białoruskich koloniach karnych i czterech więzieniach. W pierwszym obozie tort został przygotowany nie dla mnie, ale dla całej grupy. W ostatniej kolonii obchodziłem urodziny. Przygotowanie tortu było tam szczególnym wyczynem, bo więźniowie mieli zakaz rozmawiania ze mną. A kto go złamał, mógł zostać przeniesiony na inny oddział lub do innej kolonii. Tort wręczyli mi po kryjomu. Nawet dziś nikomu nie powiem, kto to zrobił.

Reklama
Czym jest tort aresztancki?

Ciosem w wątrobę – tyle w nim tłuszczu i cukru. Spotkałem się z nim, kiedy siedziałem w Waładarce, areszcie w Mińsku, mieszczącym się w Zamku Piszczałowskim. To więzienie z tradycjami. Siedział tam Józef Piłsudski w drodze na Syberię i Borys Sawinkow (w 1904 r. zabił szefa MSW Rosji Wiaczesława Plehwego – red.).

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>