Autokary codziennie przywożą setki turystów na tzw. "wojenne wycieczki" - pisze "Daily Telegraph". Za opłatą 442 szekli (około 450 PLN) można sobie bowiem zwiedzić kibuce, w których Hamas zabił ponad 1200 osób. Ludzie chętnie korzystają z tej oferty, przyjeżdżają na miejsca zbrodni, robią tam sobie selfie, a potem wchodzą do opustoszałych domów i kradną "pamiątki", czyli wszystko, co pozostało po mieszkańcach.

Reklama

Mieszkańcy kibuców nie chcą wpuszczać turystów

Dlatego też mieszkańcy kibuców, do tej pory otwarci dla gości, zamykają swoje drzwi przed turystami. To, co się dzieje jest oburzające. Musimy wystawiać wartowników, by tylko zaproszeni goście mogli wchodzić na nasz teren - tłumaczy Avi Dabush z kibucu Nirum.

Początkowo mieszkańcy kibuców cieszyli się z odwiedzających, bo chcieli pokazać światu, co się u nich stało i podzielić się historiami o porwanych członkach rodzin. Nie byli jednak przygotowani na turystów, których nie obchodzą zbrodnie, a chcą jedynie zrobić sobie selfie, przywieźć "pamiątkę" i pochwalić się wizytą w sieci.

Biura podróży nie pomagają ofiarom

Takie wizyty - jak tłumaczy Dabush - powinny być organizowane przy wsparciu lokalnych społeczności i za ich zgodą. Powinny też służyć zbiórce pieniędzy na ofiary i budowania pamięci o zakładnikach - dodaje. Tymczasem, jak podsumowuje "Daily Telegraph", biura podróży, które zarabiają fortunę na takich wycieczkach, nie przekazały ani szekla na pomoc ofiarom tragedii.