Plan chińskich komunistów, którego głównym celem jest polepszenie PR Chin na świecie, może jednak rykoszetem uderzyć w samą partię. Według znawców mediów władze mogą po prostu nie upilnować dziennikarzy.

Decyzja o zainwestowaniu miliardów w rozwój mediów zapadła podczas niedawnych obrad Rady Państwa w ramach obchodów 60. lecia Chińskiej Republiki Ludowej. Plan jest traktowany priorytetowo - oficjele umieścili go na czwartym miejscu listy działań, które muszą być zrealizowane.

"Nasz rząd zdaje sobie sprawę z tego, że ma ogromne problemy z porozumieniem się z Zachodem. Potrzebujemy nowych sposobów komunikacji, bardziej zrównoważonych i zróżnicowanych. Bo tradycyjne metody propagandy nie są już skuteczne" - uważa doradzający rządowi Yu Guoming z Uniwersytetu w Pekinie.

Rozmach chińskiego pomysłu jest bezprecedensowy. Najdalej w ciągu roku ma od podstaw zostać zbudowana telewizja informacyjna nadająca wyłącznie w języku angielskim. I co zadziwiające, jej siedzibą nie będą Chiny, ale najprawdopodobniej Singapur. Państwowa telewizja CCTV, która nadaje już po arabsku, a przed dwoma tygodniami uruchomiła kanał w języku rosyjskim, poszukuje dziennikarzy władających tymi językami. A to oznacza, że Chiny przygotowują się do ekspansji w tych rejonach świata. Ale Pekin nie zapomina też o Zachodzie: CCTV już emituje programy po francusku, hiszpańsku, niedługo zacznie po portugalsku.

Szefostwo gazety "Renmin Ribao", organu Komunistycznej Partii Chin, ogłosiło, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy zacznie wydawać nowy dziennik - oczywiście po angielsku. "Renmin Ribao", przygotowując się do tej inwestycji, już rozbudowuje sieć zagranicznych biur. I to w czasach, gdy wszystkie media tnąc koszty z powodu kryzysu, zaczynają właśnie od korespondentów. Ale Chiny mogą sobie na to pozwolić, bo na medialną ofensywę rząd przeznaczył nawet 6,5 mld dol. Takie wyliczenia podały "South China Morning Post" i Reuters.

Chiny zdają sobie jednak sprawę, że same nie będę w stanie przeprowadzić medialnej rewolucji. Dlatego hołubiona przez państwo Shanghai Media Group (100 mln dol. rocznego zysku) będzie mogła korzystać z doświadczeń i pieniędzy Zachodu. "Nowe media będą same się utrzymywały, nie będą uzależnione od ministerstw jak pasożyty" - oświadczyły władze w Pekinie. Kwiecisty język współczesnych mandarynów oznacza, że będą się cieszyły większą swobodą.

"Tu pojawia się groźba, z której chińskie władze z pewnością zdają sobie sprawę. Nowe media mogą wyrwać się na wolność. Ale władze muszą pójść na takie ryzyko, jeśli chcą zmienić swój wizerunek, bo kto będzie oglądał chińskie wiadomości, które nie podadzą informacji o aferze z trującym mlekiem" - mówi Alja Kranec z China Media Centre na uniwersytecie w Westminsterze. - Jeśli rząd chce wpływać na światową opinię, nie może używać starych metod. Musimy w końcu zacząć mówić prawdę. To powinna być zasada numer jeden w nowych mediach - komentuje z kolei prawnik Wu Dong.











Reklama