Mimo nacisków Armenii, Turcja nie zgodziła się uznać przeprowadzonej w 1915 r. przez tureckich nacjonalistów rzezi około miliona za „ludobójstwo”. Zamiast tego oba kraje postanowiły powołać komisję niezależnych historyków, którzy zbadają tą sprawę.

Jednak po zawarciu umowy w Erewaniu wybuchły protesty. Wielu Ormian uważa, że na ołtarzu porozumienia z Turcją złożono pamięć o ich przodkach.

Reklama

– Wiesz, że pod numerem 616 mieszka Turek? Lepiej uważaj! - Sophie, sprzątaczka w hotelu Kongres w Erewaniu pokazuje mi listę gości i wymienia tych, którzy mają tureckie nazwiska. - Ja ich nienawidzę.

Najchętniej bym ich zabiła – dodaje. W Armenii na słowo „Turcja” reakcja zawsze jest taka sama. – Prababcia opowiadała mi, jak w środku nocy przyszli do jej wioski, wyciągnęli z domów wszystkich mężczyzn i zaczęli zabijać - mówi mi 15-letnia Ania Maytesyan. - Potem spytali się kobiet, która jest w ciąży. I tym, które się przyznały lub nie mogły ukryć swojego stanu rozpruwali brzuchy aby sprawdzić, czy noszą chłopca - dziewczynka, choć z pewnością opowiada tę historię już enty raz, nie może powstrzymać łez. W tym kraju właściwie każdy przekazuje z pokolenia na pokolenie opis rodzinnej tragedii, który musi wywołać traumę.

Reklama

- Dla nas to jest podwójny cios, bo nie tylko spotkał nas taki sam Holokaust, jak Żydów, ale do dziś Turcja, ale także Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania nie chcą tego nazwać po imieniu: ludobójstwo – mówi Hayk Demoyan, dyrektor Muzeum Ludobójstwa Ormian, które znajduje się przy memoriale.

- Turcy nigdy nie przyznali się do tego, co zrobili, bo to podważyłoby fundamenty ustroju, który zbudował Ataturk i który trwa do dziś.

Okazałoby się, że Turcja została zbudowana na krwi Ormian – tłumaczy Aleksander Iskadaryan, dyrektor Instytutu Kaukazu. To powód, dla którego nie tylko Ormianie nienawidzą Turków, ale także Turcja nigdy nie szukała porozumienia z Armenią. Nie chciała mieć nic wspólnego z krajem, który przechowywał pamięć o jej okrutnej przeszłości.

Reklama

Dlaczego zatem teraz doszło do porozumienia i to bez uznania rzezi za ludobójstwo, co do tej pory było warunkiem wstępnym dla Erewania?

Ormianie w zasadzie nie mieli innego wyjścia. Otoczony przez prawie samych wrogów niewielki, pozbawiony dostępu do morza kraj coraz mocniej odczuwa gospodarcze skutki izolacji. W ostatnich kilku latach z Armenii wyjechało przeszło milion ludzi. W kraju mieszka już tylko trzy miliony Ormian, mniej niż 1/3 rozsianej po całym świecie diaspory. Pierwszemu krajowi świata, który przyjął chrześcijaństwo (na początku IV wieku), po prostu grozi biologiczna anihilacja.

Na dodatek po zeszłorocznej wojnie Rosji z Gruzją, na Armenię padł blady strach. Ormianie obawiają się, że i ich może spotkać podobny los, że znów zostaną zdegradowani do roli wasala Kremla. Władze w Erewaniu podejrzewają, że Rosjanie umiejętnie blokuje wszelkie porozumienie między Ormianami a Azerami w sprawie Górnego Karabachu, bo zgodni z rzymską zasadą dziel i rząd łatwiej im w ten sposób utrzymać kontrolę nad byłymy satelickimi krajami. Umowa z Turcją ograniczy zależność Armenii od Moskwy, dając jej zdecydowanie większe pole manewru.

Turcja też nie miała wyboru, jeśli chce odgrywać rolę regionalnego mocarstwa, pomostu między Europą a Azją. Na Ankarę od dłuższego czasu presję w tej sprawie wywierał jej najważniejszy sojusznnik, Stany Zjednoczone, gdzie mieszka liczna i wpływowa diaspora ormiańska. Tylko czy takie geopolityczne argumenty wystarczą do przełamania trwającej od 94 lat nienawiści?