Pokonać Państwo Islamskie nalotami? 5 powodów, dla których to się nie może udać
1 Same naloty, choć mogą zadać Państwu Islamskiemu dotkliwe straty – chociażby niszcząc instalacje wydobywające ropę i środki jej transportu – mogą wystarczyć do osłabienia, ale nie zniszczenia Państwa Islamskiego. Do tego bowiem potrzebne są siły lądowe. Doskonale rozumieją to Amerykanie, którzy między 2006 a 2008 r. – w trakcie najcięższych walk w Iraku po obaleniu Saddama – musieli często oczyszczać miasta z bojowników dzielnica po dzielnicy, ulica po ulicy, dom za domem. Pytanie tylko brzmi, kto takie siły lądowe jest w stanie zapewnić. Amerykanie liczą na to, że z jednej strony będzie to syryjska opozycja, a z drugiej mieszane siły irackiej i kurdyjskiej armii. Na chwilę obecną żadna z tych organizacji nie jest jednak w stanie przeprowadzić ofensywy na własną rękę i nie zapowiada się, żeby mogło to szybko nastąpić. Szkolenie i dozbrajanie syryjskiej opozycji idzie bowiem opornie, a iracka armia nie potrafi przejąć w walce z islamistami inicjatywy.
Shutterstock
2 Państwo Islamskie to nie tylko problem pustynnego pogranicza syryjsko-kurdyjskiego. Wierność organizacji Abu Bakra al-Baghdadiego przysięga coraz więcej bojowników w zapalnych punktach muzułmańskiego świata, m.in. w Tunezji, Libii, Nigerii, na półwyspach Synaj i Arabskim, na Kaukazie. Coraz więcej przesłanek świadczy o obecności zwolenników al-Baghdadiego w Afganistanie. Pojawiły się pogłoski o próbach rekrutacji w Bośni, Indonezji, Filipinach. Państwo Islamskie na razie w tych przyczółkach nie może się pochwalić liczebnością i stopniem organizacji taki, jak w Syrii i Iraku. Często są to pojedyncze oddziały, które wypowiedziały posłuszeństwo dotychczasowym przełożonym. Jak na Kaukazie, gdzie bojownicy składający przysięgę wierności (baję) przywódcy Państwa Islamskiego to po prostu byli żołnierze tzw. Emiratu Kaukaskiego, stowarzyszonego z al-Kaidą. Podobnie jest w Afganistanie, gdzie bojownicy rekrutują się spośród Talibów. Jak jednak pokazują zamachy w Tunezji i Kuwejcie, organizacja nie musi być liczna, aby była skuteczna. A skuteczność może napędzić kolejnych rekrutów. Dodatkowo, komórki te – które bardzo często obwołują się „prowincjami”, np. prowincja Chorasan w Afganistanie – mogą stanowić bezpieczną przystań dla setek bojowników na wypadek klęski w Syrii i Iraku. Walka z Państwem Islamskim będzie więc trwać – tylko przeniesie się w inne miejsca.
3 Obcokrajowcy przyjeżdżali brać udział w walkach dżihadystów na Bliskim Wschodzie od dawna, ale żadnej organizacji nie udało się przyciągnąć aż tylu chętnych do sięgnięcia po broń co Państwu Islamskiemu. Te osoby po opuszczeniu Syrii i Iraku zajmują się eksportem dżihadu w swoich rodzinnych krajach. Przykładem jest Tunezja, skąd walczyć dla Abu Bakra al-Baghdadiego wyjechało ok. 3 tys. osób. Kraje Zachodu najbardziej obawiają się jednak powrotu z Bliskiego Wschodu swoich obywateli. Tamtejsze agencje odpowiedzialne za bezpieczeństwo wewnętrzne wzmocniły monitorowanie internetowej korespondencji i sieci społecznościowych, aby zawczasu wyłapywać osoby chętne do przyłączenia się do Państwa Islamskiego i nie dopuścić do powstania przyczółków w Europie. Niektóre kraje, np. Francja, zaostrzyły też swoje prawo antyterrorystyczne. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego podała, że monitoruje ok. 200 osób podejrzanych o związki z terrorystami w Polsce, głównie Czeczenów. Pomimo tych wysiłków atak na tygodnik Charlie Hebdo pokazał, że dżihadyzm jest realnym zagrożeniem na Starym Kontynencie. Jeśli miałoby dojść do klęski Państwa Islamskiego, przynajmniej jakaś część bojowników wróci do Europy, aby siać terror tutaj.
Shutterstock
4 Abu Bakr al-Baghdadi ogłaszając się w czerwcu ub. r. w Mosulu kalifem wysłał silny sygnał całemu świata, że pretenduje do politycznego i duchowego przewodnictwa w świecie islamskim. Nie spodobało się to zwłaszcza w dowództwie al-Kaidy. Obie organizacje prowadzą od tego czasu walkę o rząd dusz w muzułmańskim świecie, obrzucając się nawzajem błotem we własnych wydawnictwach, sieciach społecznościowych czy przemówieniach. Bez względu na ambicje przywódcy Państwa Islamskiego jego organizacja nie jest jednak jedyną grupa terrorystyczną na świecie. Owszem, biorąc pod uwagę sukcesy, czarny sztandar Państwa Islamskiego inspiruje dzisiaj bardziej niż sztandar al-Kaidy. Przyczynił się również do obudzenia sentymentów o wielkiej walce z siłami niewiernych, do której nawiązuje nawet tytuł wydawanego przez Państwo Islamskie magazynu (Dabiq). Nie można jednak zapominać, że al-Kaida – chociaż znacznie słabsza niż dziesięć, piętnaście lat temu – wciąż może sprawiać problemy, tak jak robi to wciąż np. w afrykańskim Mali. Bez rozwiązania palących problemów gospodarczych, demograficznych i państwotwórczych w zapalnych miejscach świata muzułmańskiego ludziom takim jak al-Baghdadi rekrutów nie zabraknie nigdy.
Shutterstock
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję