Joe Biden zrezygnował z walki o reelekcję

21 lipca Joe Biden zrezygnował z ubiegania się o reelekcję. Prezydent USA nie będzie startował nadchodzących wyborach. O swojej decyzji poinformował na platformie X.

"Pełnienie funkcji waszego prezydenta było dla mnie największym zaszczytem w życiu. I chociaż moim zamiarem było ubieganie się o reelekcję, uważam, że w najlepszym interesie mojej partii i kraju leży, abym ustąpił i skupił się wyłącznie na wypełnianiu moich obowiązków jako prezydenta przez pozostały okres mojej kadencji" – napisał Biden w oświadczeniu opublikowanym na portalu X.

Reklama

O tym, czy decyzja urzędującego prezydenta USA pomoże Partii Demokratycznej, w programie "Jest Temat Dziennik.pl" rozmawiał Piotr Nowak z Jakubem Dymkiem, publicystą i ekspertem ds. amerykańskiej polityki.

- W jakimś sensie Partia Demokratyczna musiała dokonać tego bezprecedensowego manewru, o którym rozmawiało się od wielu miesięcy. Okoliczności zdrowotne, polityczne, międzynarodowe wywierały na prezydencie Bidenie presję, której nie był w stanie udźwignąć. W kluczowym momencie okazało się, że jego kondycja psychofizyczna nie pozwala mu ustać w ringu debaty wyborczej z prezydentem Trumpem. Do tego doszła choroba, czyli COVID-19, która jest znana z tego, że obciąża nie tylko płuca czy nasz organizm, ale też nasze zdolności do trzeźwego myślenia – powiedział Dymek.

Demokraci postawią na Kamalę Harris?

Prawdopodobnie Bidena w walce o prezydenturę zastąpi obecna wiceprezydent USA Kamala Harris. Polityczka ta ma jednak spory bagaż negatywnych opinii w amerykańskim społeczeństwie.Demokraci mają naprzeciwko siebie nie tylko machinę Partii Republikańskiej, ale też problem z własną machiną partyjną, kalendarzem oraz cyklem prawyborczym, który muszą pokonać. Gdyby w tym momencie nie zdecydowali się na Kamalę Harris, to należałoby rozstrzygnąć kilka kwestii: m.in. komu przypadną środki finansowe zebrane na kampanię Biden/Harris – wyjaśnił publicysta.

Dymek pytany o to, czy Demokraci są zakładnikami własnej opieszałości, wskazał, że partia jest przede wszystkim ofiarą własnej intrygi. - Ten problem został właściwie w całości stworzony przez establishment Partii Demokratycznej i Biały Dom, ponieważ nie przeprowadzono prawyborów przed cyklem wyborczym w 2024 r. Nie wypromowano żadnych postaci na poziomie federalnym, które mogłyby się ubiegać o taki urząd na wypadek chociażby śmierci prezydenta Joe Bidena. Po drugie nie wyjaśniono wyborcom i sympatykom partii, czy Biden jest prezydentem przejściowym, czy jednak będzie ubiegał się o kolejną kadencję. On sam mówił, że jego prezydentura będzie mostem, po którym wejdzie nowa generacja – przypomniał.

Reklama

Publicysta wskazał, że Partia Demokratyczna wbrew faktom utrzymywała, że Biden jest w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. – Odwlekała ten moment, w którym nieuchronne okazało się zderzenie z objawami starzenia uniemożliwiającymi Bidenowi kontynuowanie prezydentury. Musiała podjąć decyzję bardzo późno, a zarazem na tyle wcześnie, żeby zdążyć jeszcze przed konwencją, która będzie miała miejsce w Chicago – ocenił.

Wybory prezydenckie w USA zdecydują o pomocy dla Europy?

Dymek był też pytany o szanse kandydatury Harris, zwłaszcza wśród Amerykanów latynoskiego pochodzenia. - Duża ich część już w drugim pokoleniu głosuje portfelem, a nie tożsamością. Późnowiosenne sondaże pokazywały, że odsetek Amerykanów latynoskiego pochodzenia, jaki zgarnie prezydent Trump, jest najwyższy od lat 70. Te kwestie demografii są dużo bardziej skomplikowane niż w takim stereotypowym obrazie amerykańskiej polityki, jaki mamy w Polsce – stwierdził.

Gość programu "Jest Temat Dziennik.pl" odpowiedział też na pytanie, czy Amerykanie uwierzą Harris i jej opowieści jako o nieustępliwej prokuratorce, która dopadnie Trumpa. - Jeżeli Demokraci postanowią powtórzyć kampanię z 2020 r., to moim zdaniem będą mieli bardzo trudne zadanie przed sobą. Na to też mamy badania, dlatego, że im więcej czasu upływa od końca prezydentury Trumpa, tym lepiej oceniają ją Amerykanie. To jest bardzo ciekawe, ale z drugiej strony bardzo intuicyjnie zrozumiałe. Czas zaciera pewne wspomnienia tej niepewności, chaosu, kolejnych skandali, a zostawia tylko pamięć o tym, że nie żyło się aż tak nieprzewidywalnie jak dzisiaj – ocenił Dymek.

Ważnym elementem kampanii będzie temat amerykańskiego wsparcia dla Europy. - Przekonanie, że Ameryka płaci za obronność Europy to jest oczywiście mit, bo rzeczywistość jest dokładnie odwrotna. Ameryka de facto zarabia na tych konfliktach, amerykańskie firmy dostarczające gaz do Europy, amerykańskie firmy zbrojeniowe, banki czy firmy technologiczne. Ten mit towarzyszy każdej amerykańskiej kampanii wyborczej.I pamiętajmy, że każdy kandydat w XXI wieku, który wygrywał swoją kampanię wyborczą, wygrywał ją obietnicą zakończenia wojen, w które jest uwikłana. Trump może także tą kartą grać – diagnozował publicysta.

Dymek wspomniał też o wypowiedziach Trumpa i J.D. Vance’a na temat wstrzymania amerykańskiej pomocy dla Europy. - Niezależnie od tego, jakie są ich prawdziwe intuicje czy zamiary, bo moim zdaniem establishment wojskowy będzie bardzo mocno parł na nich, żeby do tego rozwiązania dyplomatycznego nie doszło, to istotne jest to, co oni muszą zakomunikować wyborcom Partii Republikańskiej, muszą powiedzieć, że nie będą płacić za cudze bezpieczeństwo – dodał.