Pijani kierowcy niszczą życie sobie i innym

W 2024 roku policjanci zatrzymali 91300 osób prowadzących pod wpływem alkoholu. To oznacza spadek w stosunku do roku poprzedniego o ponad 4339 przypadków. Niektórzy z nich, zwłaszcza jeśli są sprawcami wypadków, bądź jest to kolejny raz, kończą w zakładach karnych

- Kręcąc reportaż, rozmawiałem z człowiekiem, który odsiaduje 9 lat więzienia za jazdę po pijanemu. To są straszne historię. Oprócz tego, że komuś wyrządzają potworną krzywdę, to jeszcze niszczą życie własne i swoich bliskich - mówił w programie Jest Temat Dziennik.pl Łukasz Zboralski, ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego i infrastruktury, redaktor naczelny portalu brd24.pl.

Reklama

Kary dla pijanych kierowców? Podwyższanie nie ma sensu

Zaostrzyć kary dla prowadzących na podwójnym gazie - taki postulat pojawia się bardzo często, zwłaszcza po głośnych wypadkach, w których pijany kierowca wyrządza komuś krzywdę. Czy taki kierunek działań byłby skuteczny?

- Spora część ludzi, którzy jeżdżą po alkoholu wydmuchuje 2-3 promile. Ja kiedyś testowałem alkomat, kiedy dojechałem do 1 promila byłem kompletnie pijany. Alkoholicy podtrzymują to stężenie cały czas, ten organizm inaczej funkcjonuje. Przy dawce, która mnie by uczyniła nieprzytomnym, oni wsiadają w auto i jadę do pracy. Bardzo dużo osób, które widzimy w kronikach policyjnych, to ludzie z chorobą alkoholową. To oni często jeżdżą z zakazami sądowymi, wracają na drogę, mimo tego, że grozi im bardzo wysoka kara. W ich przypadku windowanie kary nie ma sensu, bo nie zatrzyma ich nawet perspektywa kary 30 czy 40 lat więzienia - wyjaśnił Łukasz Zboralski.

Co zmniejszyło liczbę pijanych kierowców?

Nie tylko ludzie cierpiący na chorobę alkoholową są zatrzymywani za jazdę po pijanemu. Część z nich to okazjonalni użytkownicy, którym zwyczajnie zabrakło przytomności umysłu i odpowiedzialności. W ich przypadku skuteczną metodą okazała się wprowadzona w 2024 roku konfiskata samochodów.

- To, że im zabieramy samochody, utrudnienie im tego, żeby wsiedli do niego ponownie i jechali, a następnie licytacja, sprawia, że powrót za kółko, mimo zakazu jest mocno utrudnione - zauważył Zboralski. Według eksperta ta zmiana nie wyczerpuje jednak palety działań, jakie powinny zostać podjęte.

Terapia zamiast więzienia

Według Łukasza Zboralskiego nie ma sensu wsadzanie kierowców - alkoholików do więzienia. Bo to nie rozwiązuje ich problemu.

- Lepiej żeby te pół roku spędził na terapii. Życzyłbym sobie, by tak jak na Słowacji, ktoś zatrzymany za jazdę po pijanemu, miał obowiązkową rozmowę z psychologiem od uzależnień. Kimś, kto zdiagnozowałby czy to jednorazowy wybryk, czy poważniejszy problem. Jeśli to drugie, takie człowiek powinien mieć zapewnioną terapię. Ale jak to u nas wygląda? Człowiek się zgłasza, mówi, że ma problem i słyszy, że ma wizytę za rok - zauważył ekspert.