Marcinkiewicz zaznaczył też, że Lech Kaczyński, wówczas jeszcze prezydent elekt, powiedział mu tylko, że negocjacje to sprawa rządu. "Rzeczywiście miałem wówczas wolną rękę, by to poprowadzić" - przekonywał.

Reklama

Były premier w rządzie PiS-LPR-Samoobrona w środę na konferencji prasowej w Sejmie wystąpił razem z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim i rzeczniczką sztabu wyborczego PO Małgorzatą Kidawą-Błońską.

Mówił, że w grudniu 2005 roku, kiedy trwały negocjacje ws. budżetu UE na lata 2007-2013, nie dostał żadnych wytycznych od Jarosława Kaczyńskiego. Jak dodał, spotkał się z prezesem PiS przed negocjacjami i poinformował go jak zamierza je prowadzić i co zamierza osiągnąć. "Jedyne słowa, jakie wtedy padły, były takie <postawiłeś poprzeczkę strasznie wysoko, boję się, że nie dasz rady>" - oświadczył.

Marcinkiewicz zaznaczył, że osobami, które wtedy "jakoś go wspomogły" byli m.in. poprzedni premier Marek Belka i jeszcze wówczas urzędujący prezydent Aleksander Kwaśniewski, który - jak zaznaczył - mówił mu jak poruszać się po europejskiej scenie politycznej. "To był przecież mój pierwszy miesiąc pracy" - przypomniał.

Reklama

Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej prezes PiS Jarosław Kaczyński, odnosząc się do kwestii negocjacji nad budżetem unijnym na lata 2007-13, w których uczestniczył Marcinkiewicz, powiedział: "Jest prawdą, że to, co wynegocjował wtedy Kazimierz Marcinkiewicz, otrzymując w tej sprawie bardzo dokładne dyrektywy od kierownictwa partii rządzącej, a więc i ode mnie, to było mniej więcej tyle, ile w tej chwili chce wynegocjować Donald Tusk".

Zwracając się do dziennikarza, który pytał o Marcinkiewicza, Kaczyński powiedział: "Zapewniam pana, że ja bym sobie dał w Brukseli nie gorzej radę, niż pan Marcinkiewicz, a może nawet lepiej".