"Pan się strasznie obawia tych z zewnątrz. Żal mi pana. Należy pan do pewnej formacji bardzo często w Polsce spotykanej, która nam szkodzi. Szkodzi Polsce. Szkodzą Polsce ci, co się tak obawiają tych w Berlinie, tych w Moskwie. Chciałbym, żeby w Niemczech traktowano obrażanie Polaków, tak jakby traktowano obrażanie Francuzów czy Żydów. Ale rozumiem, że pan jest z innej formacji, pan by tego nie chciał, bo pan jest zbyt nieśmiały" - mówił Jarosław Kaczyński, gdy Tomasz Lis zarzucił mu, że w swej książce pisze zdania krytyczne wobec niemieckiej kanclerz.
Ostro było też, gdy rozmowa zeszła na tematy rządow. Kaczyński potwierdził, że zarówno Antoni Macierewicz, jak i Zbigniew Ziobro dostaną miejsca w gabinecie. "Macierewicz stworzył KOR, to wielka zasługa historyczna i potrafił bardzo dużo zrobić jeśli chodzi o oczyszczenie Polski z pozostałości dawnego systemu, który był systemem bardzo złym, choć może ma pan inne zdanie w tej sprawie. To bardzo dobra legitymacja by być w rządzie dla polskich patriotów" - mówił na antenie TVP2 Jarosław Kaczyński. Zgodził się jednak z dziennikarzem, że polityk powinien powściągnąć język. Lis przypomniał bowiem wypowiedź Macierewicza - "skoro zdołaliśmy się wyzwolić z rozbiorów, skoro pokonaliśmy hitlerowców i sowietów, to i teraz damy radę"
Kaczyński wyjaśnił też, dlaczego nie chce debatować z Tuskiem. "Nie będzie debaty z Donaldem Tuskiem, bo nie chcę debat w oparach absurdu. Donald Tusk od sześciu lat mówi o nas w ten sposób, że to są opary absurdu, tak się nie da dyskutować" - mówił prezes PiS. Co to za "opary absurdu"? Zdaniem Kaczyńskiego choćby mówienie, że miał on straszyć ludzi "pistolecikiem".
Ostro było, gdy Lis zaczął bronić Tuska i domagał się by prezes PiS nazywał szefa rządu "premierem". "Pan nie będzie mówił jak mam mówić o Donaldzie Tusku. Usłyszał w odpowiedzi dziennikarz. Na koniec doszło do wpadki dziennikarza. Lis chciał sprawdzić, czy Kaczyński zna nazwiska "aniołków PiS" i wie, z któego okręgu startują. Chwilę potem zarzucił byłemu premierowi, że nie ma racji i pomylił okręgi. Okazało się jednak, że to Jarosław Kaczyńskił prawdę, a Tomasz Lis miał złe informacje.