"Postaramy się, aby więcej do takich sytuacji nie dochodziło" - obiecuje Sobelman. Jego zdaniem incydent na Majdanku wynikał z nieporozumienia. "Nikt z uczestników wycieczki, która chciała zwiedzić Majdanek, nie mówił po polsku" - wyjaśnia rzecznik ambasady.
Jak twierdzi, Żydzi nie wiedzieli, że gdy przyjechali, to muzeum było już zamykane. "Chcieli się pomodlić" - tłumaczy Michał Sobelman.
"Nie będziemy wyciągać żadnych konsekwencji z tego zajścia, ale oczywiście to incydent godny ubolewania" - przyznaje rzecznik ambasady Izraela.
35-osobowa grupa ortodoksyjnych Żydów przyjechała wczoraj na Majdanek na kilka minut przed zamknięciem muzeum. Chasydzi sforsowali zamkniętą już bramę do obozu. Potem wyłamali kłódkę z drzwi do baraku nr 14.
Interweniowały ochrona, policja i prokuratura. Wycieczka zgodziła się na pokrycie kosztów strat, które wyniosły 400 dolarów (ok. 1000 zł). Żydzi wpłacili tę sumę na miejscu i odjechali do Warszawy. "Na takie rozwiązanie zgodziły się policja i prokurator" - poinformował wicedyrektor Państwowego Muzeum na Majdanku Grzegorz Plewik.