Mężczyzn z całej Polski ściągnęła do Mińska sprawa Romana Szczygielskiego z Łukowa, któremu policja siłą odebrała synów. W listopadzie 2006 r. żona Szczygielskiego, z którą pozostawał w separacji, oskarżyła go o molestowanie trojga dzieci. Mężczyznę aresztowano, przesiedział w celi 3,5 miesiąca, by decyzją sądu okręgowego, który uznał aresztowanie za bezzasadne, wyjść na wolność. Dostał jednak zakaz kontaktów z dziećmi. Żona z 9-letnią córką oraz synami: 12-letnim Kamilem i 14-letnim Adrianem wyniosła się do siostry do Lublina.

Reklama

"Odległość 100 km nie była jednak dla chłopców przeszkodą, by spotkać się z tatą" - mówi DZIENNIKOWI Krzysztof Gawryszczak, prezes stowarzyszenia Ojcowie z Trójmiasta, które pomaga Szczygielskiemu. 13 czerwca synowie uciekli od matki i przyjechali do Łukowa. Tam zajęli się nimi dziadkowie ze strony ojca. Ucieczki od matki powtarzały się. Kobieta jednak nie dawała za wygraną, przyjeżdżała po chłopców z policją. Dziadkowie pisali skargi na synową, bo wnuki skarżyły się, że matka ich głodzi. Prosili sąd o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla chłopców. Na próżno.

16 lipca 2007 r. do Łukowa przyjechało dwóch kuratorów sądowych i aż jedenastu policjantów. Siłą odebrali dziadkom chłopców, pisała o tym lokalna prasa: "Odgrodzili nas szpalerem" - opowiadała "Dziennikowi Wschodniemu" Barbara Borkowska, ciocia chłopców. "Zaczęliśmy krzyczeć, żeby ich nie szarpali, ale oni nie słuchali". A dziadek mówił z przejęciem: "Krzyczeli przy kuratorze, że nie chcą być z matką. Kamil powiedział, że wyskoczy przez okno, jak go zabierze".

Chłopcy nie trafili w końcu ani do ojca, ani do matki. Umieszczono ich w domu dziecka. O ich dalszym losie zdecyduje sąd rodzinny. "To inteligentne, fajne i wrażliwe dzieciaki" - mówi DZIENNIKOWI dyrektorka "Pogodnego Domu" w Lublinie Daniela Elżanowska. "Przeżyły traumę, padły ofiarami rozgrywek dorosłych".

Reklama

Tymczasem wczoraj ojciec chłopców ponownie stanął przed sądem, ale karnym, który ma rozstrzygnąć, czy zarzuty molestowania są prawdziwe. Biegli są w swoich opiniach podzieleni. Seksuolog z Komitetu Ochrony Praw Dziecka twierdzi, że Kamil i Adrian mogli być molestowani, ale psycholodzy z Garwolina uważają, że nie ma podstaw do oskarżenia. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz, jeden z biegłych w tej sprawie, mówi DZIENNIKOWI: "Nie wolno mi nic mówić o Szczygielskim - zastrzega - Jednak nie jest tajemnicą, że coraz częściej w sprawach rozwodowych kobiety używają argumentu molestowania, aby zemścić się na ojcu".

Według Lwa-Starowicza sądy powinny być bardziej uczulone na modną dziś manipulację w kwestiach rozwodowych, a kobiety fałszywie oskarżające małżonków powinny ponosić konsekwencje. Sądy bowiem konsekwentnie stają po stronie matek. "Siedem lat walczę o prawo do wychowywania syna i teraz sąd zezwolił mi na widzenie z nim przez 72 godziny w roku" - wyznaje Krzysztof Gawryszczak. "Kiedy zacząłem walkę o niego, chłopak miał 2 latka, teraz ma 9 i widzi mnie sporadycznie. Takich ojców jak ja czy pan Szczygielski są w Polsce tysiące".

Dlatego wczoraj do Mińska Mazowieckiego zjechali ojcowie z całego kraju, by wykrzyczeć przed sądem: "Oddajcie nam nasze dzieci!", "Ojciec to też rodzic!", "Dziecko to podmiot, nie przedmiot". Wczoraj sąd nie wydał wyroku, czy Szczygielski jest winny molestowania. Mężczyzna, wychodząc po rozprawie, płakał. Kolejna odsłona procesu 17 października.