Pięć z nich jest zainteresowanych kupnem majątku w Szczecinie, trzy zawalczą o aktywa stoczni w Gdyni. Co to za firmy? Czy wśród nich pojawili się inwestorzy z Kataru i jakie części majątku zamierzają kupić? To ścisła tajemnica. – Nie ujawniamy takich informacji – mówi Roma Sarzyńska, rzeczniczka Agencji Rozwoju Przemysłu. Do startu w przetargu sam przyznał się jedynie właściciel prywatnej stoczni Maritim Shipyard w Gdańsku Janusz Baran.

Reklama
Całej stoczni nie chce nikt

Wczoraj minister skarbu Aleksander Grad powiedział wprost: – Nie ma inwestora, który chciałby kupić cały majątek stoczni w Gdyni czy Szczecinie. Jest szansa, że ci, którzy wpłacili wadium i będą licytowali za dwa tygodnie ten majątek, będą tworzyli tam miejsca pracy.

Na dziewięć składników stoczni w Gdyni nie znaleziono żadnego amatora. Nieoficjalnie wiadomo, że nikt nie jest zainteresowany częścią majątku odpowiadającą za produkcję, czyli pochylnią. W Gdyni nikt nie chce kupić aż 11 elementów.

Ale tutaj są chętni na zakup majątku produkcyjnego, np. doki. Co to oznacza? – Smutny koniec złudzeń i snucia opowieści, że w Szczecinie czy Gdyni można jeszcze wskrzesić produkcję statków – mówi Bartosz Arkułowicz z SLD i nie szczędzi krytyki rządzącym. – To przykre, kiedy majątek tak ważnego podmiotu jest sprzedawany na internetowej aukcji. W ten sposób to można co najwyżej handlować starymi książkami – dodaje.

Reklama



Reklama

Przetarg na majątek Stoczni Gdynia ma się odbyć 26 listopada, dzień później – przetarg na Stocznię Szczecińską. Oba odbędą się w formie elektronicznej, z zachowaniem tajności. Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, przyznaje, że rząd zrobił wszystko, by znaleźć inwestora zainteresowanego całym majątkiem. – Ale były na to nikłe szanse. Sytuacja w przemyśle stoczniowym jest fatalna. Nasze stocznie nie wytrzymały konkurencji. W tym przemyśle teraz liczą się tylko Chiny, Japonia i Korea – mówi Steinhoff i dodaje, że jedynym racjonalnym rozwiązaniem będzie sprzedaż majątku i szukanie partnerów do tworzenia tam miejsc pracy. Jak przyznaje rzeczniczka ARP, cały niesprzedany majątek wejdzie do masy upadłościowej.

Ale stoczniowcy nie zamierzają czekać tak długo. – 18 listopada planujemy protest w Warszawie. Ludziom kończą się pieniądze, brakuje perspektyw, nie wiadomo, ile osób znajdzie pracę w stoczni, a ile będzie musiało szukać pracy na trudnym rynku – mówi Dariusz Adamski, szef ȁE;SȁD; w Stoczni Gdynia, i dodaje, że winą za fiasko w sprawie prywatyzacji stoczniowcy obarczają wszystkie ekipy. – Z aferą stoczniową nie mieliśmy wcale do czynienia w 2009 r., bo ta afera trwa od 2002 r., kiedy pojawiła się sprawa prywatyzacji. SLD, PiS i PO mają za uszami – mówi Adamski.

Gdzie jest katarski inwestor

To już drugi przetarg na sprzedaż stoczni. Pierwsza próba zakończyła się klapą, bo jedyny inwestor zainteresowany tzw. suchym dokiem, a więc częścią stoczni służącą do produkcji statków, wycofał się.

Chodzi o katarski fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights. W maju wylicytował 380 mln zł za aktywa stoczni, wpłacił wadium i zniknął. Kolejnych rat już nie uregulował.

Rząd próbował jeszcze negocjować z katarskim rządowym funduszem QIA, ale bez rezultatu. W październiku wybuchła tzw. afera stoczniowa. Do mediów wyciekły wtedy materiały Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które miały świadczyć o tym, że poprzedni przetarg na sprzedaż majątku stoczni był ustawiony pod katarską firmę. Szef CBA Mariusz Kamiński oskarżył rząd i Grada o naruszenie interesów państwa.

308 mln zł tyle wynosi cena wywoławcza za główne części majątku Stoczni Gdynia
119 mln zł na tyle wyceniono aktywa stoczni w Szczecinie
380 mln zł tyle wylicytował za główne aktywa stoczniowe katarski inwestor