ANNA NALEWAJK: Może pan przejść do historii jako prezes, który będzie musiał likwidować Polskie Radio.
JAROSŁAW HASIŃSKI: O likwidacji mowy nie ma, bo TVP i Polskiego Radia nie można postawić w stan upadłości. Można nie mieć pieniędzy, ale nie można zbankrutować. Ale ja nie chcę likwidować, mimo złej sytuacji finansowej radia. Mam koncepcję postawienia tej spółki na nogi. Powstanie portal informacyjny. Jest też pomysł z rynku włoskiego, by wejść na rynek telewizyjny poprzez filmowanie studia czy gości. To ma doprowadzić do dywersyfikacji naszych przychodów.
Wystąpicie o koncesję satelitarną na telewizję do KRRiT?
Właśnie o tym myślimy. Zobaczymy czy się uda.
Ile pieniędzy na koncie ma Polskie Radio?
Na dziś nie jesteśmy w tragicznej sytuacji, ale mamy bardzo złe perspektywy. Każdy menedżer, który na to nie zareaguje, może doprowadzić firmę do braku wypłacalności. Spokój finansowy mamy na trzy, cztery miesiące. I ten czas musimy spożytkować na wdrożenie nowej koncepcji, bo inaczej grożą nam kłopoty. Stąd też nasze agresywniejsze działania na rynku reklamowym.
Do tej pory abonament stanowił ok. 80 proc. w przychodach Polskiego Radia? Jak to będzie teraz?
Ostatnio było to nawet 85 proc. Ale chcielibyśmy, aby w przyszłym roku przychody reklamowe wzrosły z tych 15 do 25 proc. A w następnych latach chcemy ten udział reklamy w budżecie jeszcze zwiększać.
Który z programów ma zarabiać te pieniądze z reklam?
Jak zawsze Trójka. Bo ma dobry target, młodych słuchaczy. Chcemy poprawić target Jedynki i odrobinę go odmłodzić. Chcemy ofensywnie zmienić Czwórkę, czyli Polskie Radio Euro.
Która z anten musi poprawić swoją słuchalność?
Czwórka zdecydowanie musi poprawić swoje wyniki, bo 0,16 proc. nikogo nie satysfakcjonuje. Oczekujemy, że Jedynka poprawi się o 3-4 proc., podobnie Trójka. Nadawanie do „pustych kościołów” mnie nie interesuje.
Ale jak zachęci Pan młodych ludzi do słuchania Jedynki?
Oczywiście zmianami programowymi. Na pewno trzeba zmienić odrobinę muzykę, np. nie grać piosenek sprzed 1984 roku, czyli wprowadzić takie zasady, jak w radiach komercyjnych.
Czyli idziecie na wojnę z Radiem Zet i RMF FM?
Będziemy musieli podjąć tę rękawicę, choć wiem, że to nie będzie łatwe.
Mniej słowa, a więcej muzyki - to jedno z lansowanych przez pana haseł. Ma to przynieść słuchaczy i wpływy z reklam. Ale gdzie misja?
Posłowie nie dali nam szans i, ustanawiając taką ustawę abonamentową, zdecydowali, że tak musi być. Jesteśmy pod ścianą i nie mamy wyboru. Nie znaczy, że teraz zrezygnujemy z pięknego słowa, ale proporcje się zmienią.
A co z misyjną Dwójką nadającą muzykę poważną i audycje kulturalne?
Nie chcemy stracić misyjnego słuchacza. Można zbliżyć się do RMF Classic albo robić Dwójkę z przepiękną muzyką i wybitnymi nazwiskami. I raczej w tę stronę będziemy musieli skręcić. Dwójka to takie mini-ministerstwo kultury.
Czyli byt żadnej z anten nie jest zagrożony?
Jakby obciąć mechanicznie pieniądze, których nam zabraknie, to Dwójka i Trójka zostałyby zamknięte. To dokładnie dziura wielkości budżetów tych dwóch anten i może jeszcze trochę. Ale koszty można zracjonalizować inaczej.
Czytaj więcej...
W 2008 roku przychody spółki wyniosły 256 mln zł. W tym roku niewiele mniej. A w 2010 roku?
70 mln mniej, czyli ok. 170-180 mln zł. To by starczyło na utrzymanie półtorej anteny. Gdybyśmy w przyszłym roku otrzymali z abonamentu 130 mln zł, to w wyniku zaciskania pasa, budżet może by nam się zamknął. Ale jeżeli będzie ta gorsza prognoza, czyli 100 mln zł, to już na to nie ma szans.
Czyli radio będzie pod kreską?
Tak. Dlatego przygotowujemy się, by wystąpić do premiera i kilku ministrów i pokazać im, w jakiej jesteśmy sytuacji. Pierwsze z tych pism zostaną wysłane jutro. Pokażemy, że nie jesteśmy w stanie zrobić oszczędności na poziomie ponad 30 proc. Jeżeli dziś nasz program zaczynają kształtować poszczególne resorty, to jest to uderzenie w naszą wolność programową. Będziemy więc prosić resorty o wspólne decyzje, bo to nie my sami wprowadziliśmy się w tę sytuację.
No ale co ma MSZ albo minister rolnictwa mają wam odpowiedzieć?
MSZ otrzyma informacje, że nie będziemy nadal utrzymywać korespondenta w jakimś egzotycznym kraju typu Indie. Jeśli uzna, że tam musimy być z różnych względów, to niech współfinansuje tę placówkę. Jeżeli minister kultury nie da na chór czy orkiestrę, to przecież nie zdejmiemy trzech smyczków i kontrabasu tylko powiemy, że nie ma na to pieniędzy.
Czy one rzeczywiście są takie kosztowne?
Nie to jest taki wielki koszt, ale to wszystko liczymy w milionach. A jeżeli musimy zaoszczędzić 70 mln, to każde 100 tys. zł ma znaczenie.
Będzie pan zwalniał ludzi?
Na razie oszczędności szukamy gdzieś indziej. O zwolnieniach pomyślimy na końcu.