Jopkiewicz powiedział w TVN24, że brytyjski armator skontaktował się już z rodziną Polaka. Zaznaczył, że również MSZ nawiąże kontakt z bliskimi porwanego m.in. poprzez ambasadę w Nairobii.

Reklama

"Armator powiedział nam, że nawiązał kontakt z firmą wyspecjalizowaną w negocjowaniu z tego typu porywaczami - piratami" - mówił Jopkiewicz. Zaznaczył jednocześnie, że armator w dalszym ciągu czeka na jakikolwiek sygnał ze strony porywaczy, nie nawiązał z nimi jeszcze żadnego kontaktu. Nie wiadomo też nic o żądaniach porywaczy.

"Poczekajmy na żądania i sygnał ze strony porywaczy" - dodał, pytany o możliwość udzielenia pomocy załodze uprowadzonego statku. Jak mówił, pole do działania otworzy się wtedy, gdy piraci się odezwą i - mówił - będzie to zadanie przede wszystkim dla firmy wyspecjalizowanej w negocjacjach z nimi, z którą skontaktował się armator.

Dodał, że ambasady wszystkich krajów, z których pochodzi załoga porwanego statku, w ramach opieki konsularnej będą ściśle współpracować, by uwolnić porwanych.

Jak powiedział zastępca rzecznika prasowego MSZ, porwany statek jest dobrze zaopatrzony w wodę i żywność a przewozi bezpieczne materiały - półprodukty do wytwarzania tworzyw sztucznych. "Nie ma więc zagrożenia wybuchem na statku czy innymi niebezpiecznymi sytuacjami" - zaznaczył.

Stowarzyszenie Marynarzy Afryki Wschodniej z siedzibą w Kenii poinformowało we wtorek, że somalijscy piraci porwali płynący z Hiszpanii do Tajlandii chemikaliowiec bandery brytyjskiej. Jak powiedział Reuterowi przedstawiciel Stowarzyszenia Andrew Mwangura, chemikaliowiec "St. James Park" nadał w poniedziałek sygnał alarmowy z Zatoki Adeńskiej i skierował się ku wybrzeżom Somalii.

W rozmowie z agencją ITAR-TASS Mwangura poinformował, że załoga chemikaliowca składa się z obywateli Bułgarii, Filipin, Gruzji, Indii, Polski, Rosji, Rumunii, Turcji i Ukrainy.