Badania pobranego w czasie ekshumacji zwłok materiału genetycznego potrwają co najmniej miesiąc. Dopiero wtedy prokuratura będzie w stanie rozwiać wątpliwości, czy na zabytkowej części cmentarza w Płocku rzeczywiście pochowano porwanego i bestialsko torturowanego syna znanego producenta wędlin Włodzimierza Olewnika.
Po co takie niestandardowe działania? By wyjaśnić wątpliwości powstałe po tym, jak oskarżyciele z gdańskiej prokuratury apelacyjnej zaczęli sprawdzać wszystkie nieprawidłowości i błędy popełnione przez poprzednie ekipy prokuratorów i policjantów. Oskarżycieli zainteresował moment odnalezienia ciała Krzysztofa w październiku 2006 r. Śledztwo prowadziła wówczas Prokuratura Okręgowa w Olsztynie. Miejsce przetrzymywania porwanego wskazał śledczym jeden z oprawców, Sławomir Kościuk. Wyjaśnił, że on i jego kompan zakopali ciało w lesie koło mazowieckiej miejscowości Różan.
Jakie są najważniejsze ustalenia gdańskich śledczych?
• Badanie DNA Krzysztofa Olewnika z 2006 r. zostało najprawdopodobniej sfałszowane. W opinii pominięto wyniki analizy jednej z trzech kości, jakie pobrano z odnalezionych zwłok. Biegły nie wspomniał, że genotyp z tej kości był inny niż DNA z dwóch pozostałych.
• Z akt sprawy i ze specjalnych magazynów zniknęły oryginalne protokoły z badania kości. Nie ma także samych kości.
• Badanie DNA wykonano w ekspresowym tempie, w ciągu 24 godzin od momentu odnalezienia zwłok. Ten wynik zakwestionował biegły z zakresu genetyki sądowej prof. Ryszard Pawłowski z Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku. Jego opinia podważa wyniki badań z 2006 r. "Dopóki toczy się śledztwo, nie mogę udzielać żadnych informacji. Sprawa jest zbyt poważna, budzi wiele emocji" - powiedział nam Pawłowski.
• Kości do badania DNA pobrano niezgodnie z procedurą przed oficjalną sekcją zwłok. Odnalezione ciało było szczelnie zawinięte w siatkę ogrodzeniową. Gdańscy oskarżyciele twierdzą, że nie było fizycznej możliwości, by pobrać z nich próbkę. A to według nich może świadczyć, że badania DNA po prostu zostały sfingowane. "Nie można wykluczyć, że tak naprawdę jeden z olsztyńskich lekarzy, biegłych sądowych nie przeprowadził żadnych badań" - przyznaje poseł Andrzej Dera z PiS, członek sejmowej komisji śledczej, której w środę prokurator relacjonował sensacyjne ustalenia.
• Sławomir Kościuk zeznał, że wraz z Robertem Pazikiem udusili Krzysztofa Olewnika w 2003 r., a potem jego ciało zawinęli w rozciętą, plastikową, zieloną siatkę i zakopali w lesie. Ale ciało, które uznano za zwłoki Olewnika, było owinięte w metalową siatkę, a nie plastikową.
• W październiku 2006 r. przy wydobyciu zwłok asystował jeden z szeregowych prokuratorów olsztyńskiej okręgówki. Wykonany przez niego opis zwłok kompletnie nie zgadza się z tym, co zapisano w protokołach sporządzonych przez jego zwierzchników. Dziś jest on jednym z najważniejszych świadków.
czytaj dalej
Fundamentalne w tej chwili jest pytanie: czy w 2006 r. pod Różanem odnaleziono faktycznie zwłoki Olewnika? "Decyzja o ekshumacji nie oznacza, że kwestionujemy jednoznacznie tożsamość zwłok. Ale z uwagi na poważne nieprawidłowości w procedurze ich identyfikacji należy przeprowadzić ekshumację oraz ponowić badania genetyczne" - mówi nam Zbigniew Niemczyk, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Rodzina Krzysztofa wierzy jednak, że cztery lata temu znaleziono właśnie jego szczątki. Co jednak, jeśli okaże się, że to nie są zwłoki porwanego? "To byłby olbrzymi cios dla rodziny" - uważa mecenas Ireneusz Wilk, pełnomocnik Olewników. Ale przede wszystkim taka sytuacja oznaczałoby podważenie procesu oskarżonych o porwanie i zabicie Krzysztofa. "Oznaczałoby to, że nie byłoby dowodu przeciwko dziesięciu osobom, które zostały postawione przed sądem za zabicie Krzysztofa. To przerasta moją wyobraźnię" - mówi nam poseł Dera.