Dziś o tym, kogo wysłać na przymusowy odwyk decyduje sąd - albo na wniosek prokuratury albo gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. Na takie leczenie można skierować alkoholików, którzy "systematycznie zakłócają spokój lub porządek publiczny, demoralizują małoletnich lub powodują rozkład życia rodzinnego". A, że często właśnie wyrok sądowy jest jedyną metodą skłonienia takich osób do leczenia, liczba takich wyroków z roku na rok gwałtownie rośnie. O ile jeszcze w 2004 roku na przymusowy odwyk skazano 43 tysiące osób, to w 2008 roku było ich już ponad 64 tysiące. "Niestety rośnie też liczba osób, które, choć skazane na leczenie, nigdy na nie nie trafiają" - mówi Krzysztof Brzózka, szef Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Kolejka w ciągu ostatnich czterech lat urosła dwukrotnie z ośmiu do 16 tysięcy oczekujących. "Sytuacja jest tak kuriozalna, że na leczenie trwające 4-5 tygodni średnio oczekuje się średnio po kilkanaście miesięcy. A jak już nawet alkoholik się doczeka przydziału na terapię, nie ma żadnej możliwości, by przymusić go do odbycia jej w całości. Wystarczy, by zjawił się w szpitalu, podpisał dokumenty i następnego dnia może już samowolnie opuścić leczenie. Wyrok wykonał" - wyjaśnia szef PARPA.
Jak szacuje resort sprawiedliwości, aż jedna trzecia osób, wobec których sądy orzekły umieszczenie w zakładzie stacjonarnym, faktycznie nigdy do szpitala nie trafiła. Ale państwo i tak za leczenie zapłaciło. Według wyliczeń rządu, ten system kosztuje rocznie co najmniej ok. 120 mln złotych. Na co wydawane są te pieniądze? Opinie biegłych to 18 mln zł, pięć milionów kosztuje 70 etatów sędziów rejonowych i jeden etat sędziego okręgowego, którzy orzekają w tego typu sprawach. Dwanaście milionów kosztują kuratorzy i praca urzędników, a 90 mln - policjanci. "Cały budżet na leczenie alkoholizmu z Polsce to tylko 270 mln złotych, więc nie możemy sobie pozwolić, by niemal połowa tej kasy przepływała nam między palcami na system, który zupełnie się nie sprawdza" - podsumowuje Brzózka.
Plany rządu nie podobają się jednak terapeutom. "Oczywiście leczenie przymusowe miało wiele wad, ale to naprawdę jest jedyna kara, której wielu chorych na alkoholizm się boi, a w efekcie mobilizuje do tego, by zacząć się leczyć" - mówi Andrzej Brol, szef Ośrodka Pomocy Osobom Uzależnionym od Alkoholu w Chorzowie. Przytakują mu inni lekarze. "Sam miałem wielu takich pacjentów, którzy wiedząc, że grozi im przymusowe leczenie, brali się w garść i zaczynali odwyk dobrowolny" - mówi Ryszard Karpiński z gdańskiego ośrodka. Martwi się, że teraz "nie będzie na nich już żadnego bata".
Ale PARPA wespół z resortem sprawiedliwości broni pomysłu z likwidacją przymusowego odwyku. Tłumaczą, że dotychczasową karę ma zastąpić zaostrzenie kodeksu karnego, który będzie ostrzej traktować osoby popełniające przestępstwa pod wpływem alkoholu. "Chcemy zakończyć z pobłażliwym traktowaniem alkoholików, którzy łamią prawo. I tak np. pijany rowerzysta, jeżeli sam nie zdecyduje się na leczenie, nie będzie skazywany na karę w zawieszeniu, tylko od razu na więzienie. I to dopiero będzie realny straszak" - zapewnia Krzysztof Brzózka.