Anna Monkos: Posłowie PO, którzy przygotowali raport o adopcji, twierdzą, że pobyt w sierocińcu zaburza prawidłowy rozwój dzieci. Czy to prawda?
Wiesław Adamowicz*: Oczywiście, że tak. To są warunki ekstremalne, w których dziecko ma poczucie długotrwałego odrzucenia. Każdy człowiek ma trzy najsilniejsze podstawowe potrzeby: akceptacji, miłości i przynależności. W domu dziecka te potrzeby są realizowane tylko w szczątkowej formie. To wszystko zostawia trwały ślad na psychice dziecka. Pierwsze lata życia są najważniejsze w życiu człowieka.

Reklama

Jak to możliwe? Przecież wcale nie pamiętamy, co się wtedy działo.
Nie trzeba pamiętać. W psychologii nazywamy to teorią pierwszego kroku. Czy ktoś pamięta, jak uczył się chodzić? Nie, bo był wtedy bardzo mały. A jednak tamta nauka bezpośrednio przełożyła się na to, jak dziś potrafi chodzić. Z uczuciami, emocjami jest tak samo.

Mimo że człowiek nie pamięta, czy przez pierwsze lata życia był przytulany i kochanym?
Akurat to, czy było się kochanym, wiadomo doskonale. To jest najsilniejsza potrzeba człowieka. W podświadomości każdy doskonale wie, jak wyglądało jego dzieciństwo. I to, jak kochamy, będąc już dorosłymi ludźmi, zależy od tego, czy byliśmy kochani jako dzieci i czy wtedy nauczyliśmy się kochać. Właśnie te pierwsze dwa, trzy lata życia są najważniejsze. Jeśli dziecko nie zazna wtedy miłości, nie będzie w stanie później tego już w pełni odbudować.

Czym jest choroba sieroca?
To choroba niemiłości. Jej najczęstszym objawem jest takie charakterystyczne kiwanie się do przodu i do tyłu. Ten ruch bierze się jeszcze z okresu płodowego: kiedy dziecko czegoś bardzo potrzebuje, a tego nie ma, wtedy wykonuje rytmiczne ruchy w przód i w tył. Innym częstym objawem choroby sierocej jest moczenie nocne. Cierpi na nie mnóstwo wychowanków domów dziecka. To wszystko bierze się właśnie z braku miłości.

Reklama

czytaj dalej



Więc wychowanek sierocińca nie ma szans na normalny rozwój?
Dom dziecka przecież nie jest naturalnym środowiskiem. Każdy potrzebuje kogoś bliskiego: rodziców, rodzeństwa, przyjaciół, których sam sobie wybierze. W domu dziecka nie ma tego wszystkiego. Jest narzucone miejsce, w którym się mieszka i narzuceni koledzy. A do tego opiekunowie, których w żaden sposób nie można traktować jak rodziców. Przecież przychodzą tam tylko do pracy, zmieniają się dyżurami. Nie mówię oczywiście o rodzinnych domach dziecka.

Reklama

Jak dzieci radzą sobie w takim środowisku?
Walczą o akceptację, starając się zwrócić na siebie uwagę. W domach dziecka dużo jest przemocy, szpanu na pokaz. Ale kiedy przychodzi noc, wtedy opowiadają sobie niestworzone historie, bajki o tym, że mają wspaniałe rodziny. Albo płaczą.

To wszystko, co pan mówi, może przerazić rodziców adopcyjnych. I zniechęcić ich do zaopiekowania się dzieckiem z sierocińca.
Niepotrzebnie. Adopcja, szczególnie przeprowadzona szybko, stwarza dla dziecka wspaniałą szansę na normalne życie. Na odbudowę poczucia własnej wartości i naukę normalnego przeżywania emocji. Wprawdzie pobyt w domu dziecka zawsze zostawia ślad, gdzieś w psychice dziecka, ale na ile on zostanie zabliźniony, zależy od serca rodziców adopcyjnych.

Wiesław Adamowicz* psycholog i terapeuta specjalizujący się w problemach dzieci