W pomorskim Miastku od początku stycznia żadna z siedmiu aptek nie pracuje dłużej niż do godziny 22. " Nasza praca po nocach była zupełnie niepotrzebna. Każdy taki dyżur kosztował nas po 300-400 złotych, bo tyle trzeba zapłacić pracownikowi, tymczasem zjawiali się tylko klienci po prezerwatywy, czy tabletki przeciwbólowe" - narzeka Dariusz Bartosik, właściciel apteki "Rodzinna". To właśnie on podburzał innych aptekarzy z Miastka, by nie pracowali w nocy.

Reklama

Podobnie jest w całej Polsce: w ciągu ostatnich kilku tygodni z dyżurów zrezygnowało co najmniej kilkadziesiąt aptek w całym kraju, w tym m.in: aż dziewięć w Pruszczu Gdańskim i czternaście w wielkopolskim Kościanie.

Coraz więcej jest miejscowości bez nawet jednej dyżurującej apteki. Dziś w takiej sytuacji jest Sulęcin w w województwie lubuskim, Tuchola w kujawsko-pomorskim, Gołdap w warmińsko-mazurskim, Nowy Dwór Gdański w pomorskim i Stronie Śląskie w dolnośląskim.

"To rzeczywiście staje się poważnym kłopotem. Z jednej strony trzeba zrozumieć aptekarzy, którzy są obciążeni nieprzynoszącymi zysku dyżurami, ale z drugiej trzeba przecież też zapewnić ludziom dostęp do lekarstw" - mówi Tadeusz Bąbelek prezes Wielkopolskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej. "U nas w takiej sytuacji znalazł się choćby Gostyń, gdzie apteka, która miała dyżur wyznaczony na Boże Narodzenie, kilka dni przed świętami wysłała do władz miasta pismo, że zamyka działalność i nie będzie z tego powodu dyżurowała. Problem w tym, że do dziś normalnie działa" - dodaje Tadeusz Bąbelek.

Podobne kłopoty mają szefowie innych izb aptekarskich. "Mamy prawdziwy pat. Problem sięga czasów, gdy apteki były państwowe. Zapis o dyżurowaniu wpisano w prawo farmaceutyczne: artykuł 94 wprost nakazuje wykonywać ten obowiązek. Od kilkunastu lat działa jednak równocześnie ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, która daje przedsiębiorcy swobodę w ustalaniu godzin pracy" - tłumaczy Michał Pietrzykowski szef pomorskiej izby.

Więc choć aptekarze mają prawo do każdego sprzedanego w czasie nocnego dyżuru lekarstwa doliczać tzw. nocną taksę o wysokości maksymalnie 3,2 zł, to i tak wyliczają sobie, że im się to nie opłaca. I zamykają apteki. "Oczywiście samorządy grożą aptekarzom sankcjami, głównie odbieraniem koncesji. Ale w rzeczywistości nie wiele mogą, bo co odbiorą te koncesje wszystkim aptekom. I kto będzie wtedy sprzedawał leki?" - pyta prezes Tadeusz Bąbelek.