W poniedziałek opisaliśmy historię 30-letniego absolwenta krakowskiej politechniki, który po ośmiu latach pobytu w Polsce został wydalony z zarzutem terroryzmu. Marakchi opowiedział nam, jak agenci ABW próbowali namówić go na współpracę. Odmówił, bo jak twierdzi, nie miał im w czym pomóc. Agenci twierdzili jednak, że jest powiązany z siatką terrorystyczną. Mieli go straszyć oskarżeniem o planowanie ataku. Zdaniem Marakchiego jedynym dowodem na to miał być jego sklepik z afrykańskimi pamiątkami na wprost wejścia do krakowskiego urzędu ds. cudzoziemców.

Reklama

W poniedziałek ABW w specjalnym komunikacie oświadczyła, że ta historia nie jest prawdziwa. Ale nie może przedstawić, jak było naprawdę, ponieważ negatywna opinia na temat dalszego pobytu Marakchiego w Polsce jest tajna.

p

Barbara Sowa: Czy służby prześwietlają każdego Araba, który do nas przyjeżdża?

Krzysztof Liedel*: Służby mają wręcz obowiązek sprawdzać obcokrajowców, którzy pochodzą z krajów wysokiego ryzyka. A Maroko do tych państw należy. Wnikliwa kontrola obcokrajowców jest naturalną praktyką wszystkich demokratycznych krajów. Oczywiście sposoby są różne. Czasem wystarczy droga administracyjna, a czasem trzeba się uciekać do działań operacyjnych.

Reklama

W grę wchodzi również namawianie do współpracy?

Oczywiście. Służby pozyskują agentów wśród przedstawicieli społeczności, którą chcą kontrolować.

Marakchi oskarża agentów ABW, że chcieli go zwerbować, a gdy odmówił, bo jak twierdzi, nie miał żadnych związków z terrorystami, ci sfingowali dowody na jego rzekomą działalność terrorystyczną.

Nie możemy wykluczyć żadnego scenariusza. Także tego, że obcokrajowiec nie mówi całej prawdy.

czytaj dalej

Reklama



Ale skoro planował atak, to po co było go ostrzegać? To wygląda na szantaż.

Raczej na akt rozpaczy. Ale nie odważyłbym się rozstrzygać, czy Marokańczyk miał coś, czy też nie miał czegoś na sumieniu. Kilka lat temu głośno było o Jemeńczyku, który też głośno skarżył się na bezprawne wydalenie z kraju. W rzeczywistości zajmował się rekrutacją dla Al-Kaidy. Porażką służb jest to, że chłopak opowiada teraz w mediach o technikach pracy ABW. Agenci, podchodząc go, powinni tak to zorganizować, żeby on nie miał innego wyjścia, jak się zgodzić. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, teraz nie byłoby afery.

A może nie byłoby jej, gdyby zostawili go w spokoju?

To, że Marokańczyk był spokojnym studentem i na pierwszy rzut oka nie miał nic wspólnego z terrorystami, niewiele znaczy. 80 proc. zamachowców to niepozorne studenciaki w okularkach. Pozory mylą. W Jemenie przeszkolono 42 kobiety, które miały dokonywać zamachów samobójczych. Wszystkie miały jasną karnację, europejski wygląd, a materiały wybuchowe miały przenosić w implantach piersi.

*Krzysztof Liedel, ekspert ds. zwalczania terroryzmu