Czy antyaborcyjny plakat, wykorzystujący wizerunek Hitlera, narusza prawo?
Adam Bodnar: Nie. Jest szokujący, może pobudzać do dyskusji, do myślenia nad problemem. Dotyczy problemu ważkiego społecznie, który budzi kontrowersje. Ale to jest klasyczny standard wolności słowa, tego typu standardy są dopuszczalne. Postać Hitlera byłaby zakazana, jeżeli propagowałaby idee nazizmu lub faszyzmu. Tutaj mamy sytuację odwrotną. Hitler nie jest pokazany po to, żeby promować faszyzm czy nazizm, tylko żeby zestawić tę postać z problemem aborcji, aby opowiedzieć się za życiem, prezentować postawę pro life.
Czy zatem doszło do naruszenia standardów etycznych?
To jest raczej kwestia smaku, jakim kierują się organizatorzy, czy sponsorzy tego typu plakatu. Można je porównywać z kampaniami dotyczącymi min przeciwpiechotnych. Zdarzają się wystawy w miejscach otwartych z widokami osób z urwanymi nogami, rękami, co nie jest obrazem przyjemnym. Ale to jest cel tych reklam, żeby szokować, żeby zmuszać do myślenia. Dyskusja na temat tych reklam jest bardzo pożądana, w sprawie przekroczenia granic etyki przez organizacje pro life.
Nawet realizując swoją ideologię powinny powstrzymywać się od środków, które są tak daleko idące i tak mocne w swojej wymowie. Myślę, że w tej sprawie mógłby się wypowiedzieć Kościół katolicki - bo jest to wypowiedź, która odnosi się do nauki Kościoła. Ważne, żeby hierarchowie wypowiedzieli się, czy popierają stosowanie tego typu ekspresji w kampaniach społecznych.
Skoro - Pana zdaniem - sprawa jest nie do wygrania przed sądem - co zatem może być najlepszą formą reakcji na tego typu reklamy?
Myślę, że dla organizacji pro choice, osób, które są za bardziej otwartym dostępem do aborcji, czy osób, które tego typu reklamy mogą razić, najlepszą formą reakcji byłoby wymyślenie jakiejś inteligentnej wypowiedzi, czyli jakaś społeczna reakcja. Mamy do czynienia z pewnym zdarzeniem ze sfery publicznej, na które warto byłoby jakoś zareagować, ale wydaje mi się, że sądy akurat tutaj nie są najlepsze i pożądanego rozwiązania nie dadzą.
A jak Pan ocenia plakaty zachęcające do aborcji w Wielkiej Brytanii? W tej sprawie postępowanie sprawdzające prowadzi prokuratura.
Nie narusza to prawa, ze względu na swobodę przepływu usług w UE. Jest to plakat, który informuje, że istnieje taka możliwość, istnieje taki proces. Obowiązująca u nas ustawa ma zastosowanie na terytorium Polski; nie można pociągać do odpowiedzialności za przeprowadzanie aborcji na terytorium innego kraju. To, co może razić, to sprowadzanie aborcji do pieniędzy.
Tak jak szokujący jest przekaz z postacią Hitlera, tak samo szokujące może być sprowadzanie aborcji do finansów, pieniędzy. Pewnie będzie z tego jakaś wielka sprawa sądowa. Ale w przypadku konfliktu z prawem wspólnotowym uważam, że pierwszeństwo ma prawo wspólnotowe.
Te plakaty nie zaskakują, bo stosują techniki, po które sięgali zwolennicy i przeciwnicy aborcji w innych państwach, np. w Irlandii.