To nowe rozwiązanie przewiduje projekt nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza. Zakłada, że kilkadziesiąt badań i zabiegów będą mogli wykonywać lekarze, którzy przejdą kilkumiesięczne szkolenie. Jak uzasadnia ministerstwo, dzięki temu zmniejszą się kolejki. Szczególnie do specjalistów, których w Polsce notorycznie brakuje, a więc epidemiologów, geriatrów, onkologów czy rehabilitantów i anestezjologów.

Reklama

Zaraz po uzyskaniu dyplomu młody lekarz mógłby przejść szkolenie zakończone państwowym egzaminem umiejętności. Zakres kompetencji miałby mniejszy niż specjalista. I choć w projekcie jest jeszcze wiele niewiadomych, pomysł z certyfikatem umiejętności ma przed sobą przyszłość. Zdaniem prof. Jerzego Kruszewskiego z Naczelnej Izby Lekarskiej ogromna rzesza przyszłych internistów będzie zapewne zainteresowana umiejętnością wykonywania badania usg. Z kolei pediatrzy będą chcieli posiąść umiejętność opisywania zdjęć rentgenowskich. A lekarze rodzinni mogliby zdobyć dodatkowe umiejętności z dziedziny dietetyki.

Czy jednak zbyt pospieszne nadanie prawa do samodzielnego diagnozowania i wykonywania zabiegów nie będzie zagrażało zdrowiu pacjentów? Czy nie grozi nam sytuacja, w której do znieczulenia operacyjnego przystępuje quasi-anestezjolog? Prof. Kruszewski zapewnia, że nie ma takiej możliwości. A wręcz przeciwnie. Bo dzisiaj młodzi lekarze bez specjalizacji wykonują wiele badań pod okiem starszych, wykwalifikowanych kolegów. Jak sprawdziliśmy, w szpitalach kardiologicznych wykonują np. echokardiografię. To bardzo poważne badanie diagnozujące wady serc. Decyduje o zakwalifikowaniu chorego do operacji. Pomysłodawcy projektu zapewniają, że certyfikat umiejętności da nam gwarancję, że dany zabieg wykonywany będzie w pełni profesjonalnie i bezpiecznie. Podobne systemy dokształcania działają zresztą od wielu lat w większości państw europejskich.

Kto skorzysta na zmianach? Na pewno młodzi lekarze. Wielu z nich już teraz lepiej niż starsi koledzy radzi sobie z obsługą zaawansowanego sprzętu. Ale na razie są dla pracodawcy mniej atrakcyjni, bo muszą być nadzorowani przez specjalistów. Grzegorz Napiórkowski, przewodniczący Stowarzyszenia Młodzi Lekarze, obawia się tylko, by słuszna idea nie została wypaczona. "Ważne będzie, by szkolenia na certyfikaty umiejętności stanowiły jeden z etapów drogi do specjalizacji, a nie były dodatkowym czasem na naukę" - mówi. Jego zdaniem w przeciwnym razie skutek będzie odwrotny do zamierzonego. Bo okaże się, że np. zrobienie specjalizacji internisty w ciągu pięciu lat stanie się niemożliwe.