Sandomierz to teraz jeden z najgorętszych frontów walki z powodzią. Wezbrana Wisła przerwała wały i zalała prawobrzeżną część miasta. Ogłoszono ewakuację. Jednak według części mieszkańców, zbyt późno.

"Dlaczego nas nikt nie ostrzegał?" - pytała premiera zapłakana kobieta. Ktoś z tłumu zasugerował, że to wina PO. "Jakby był PiS to by było inaczej?" - odpowiedziała mieszkanka Sandomierza. "Woda cały czas się podnosi, panie premierze" - mówiła dalej.

Reklama

"Ludzie z domów wzywali pomocy, bali się. Ja się wczoraj ewakuowałam w ostatnim momencie, kiedy tej wody było bardzo dużo" - relacjonowała. "Karygodne, że nikt nas w nocy nie ostrzegł. To jest cios poniżej pasa" - wtórował mąż kobiety.

p

"Pierwszym problemem w tej chwili nie jest przyszła pomoc po powodzi, bo środki znajdziemy i w Polsce, i w Europie, i nikt bez pomocy nie zostanie. Najważniejsze jest, żeby opanować sytuację tam, gdzie dochodzi do zdarzeń nagłych, nieprzewidywalnych jak np. przełamanie wału" - powiedział premier, który w środę odwiedził zalane tereny w Sandomierzu. Jak ocenił strażacy, policja, pogotowie pracują obecnie na "absolutny max".

Reklama

Dodał, że gromadzony jest niezbędny sprzęt. "Dwa śmigłowce są do dyspozycji, do ratowania ludzi, którzy są na dachach. Trzeba pamiętać, że powódź jest na dużym obszarze. To nie jest pierwsza klęska żywiołowa, w której uczestniczymy, nie jest tak, że wszystko działa idealnie jak w zegarku" - przyznał Tusk.

Według Tuska, na razie prognozy pogody - jeśli chodzi o opady - nie są zatrważające. "Najprawdopodobniej tutaj (w Sandomierzu) kulminację mamy za sobą, także przez przełamanie, czy przemakanie wałów. Woda na samej rzece nie powinna się podnosić, choć żywioł rzeczywiście zaskakuje swoją siłą w niektórych miejscach" - ocenił szef rządu.

Tusk podkreślił, że potrzebna jest elementarna gotowość do współpracy wszystkich służb między sobą, ale także poszkodowanych. "Strażak nie będzie ludziom wykręcał rąk, to nie o to chodzi" - mówił.