Minęło blisko 20 lat, wokół PKiN wyrosło kilka wieżowców, a kolejne są w planach. Tylko najbliższe otoczenie pałacu - nazywane przez niektórych architektów ziemią przeklętą - wciąż się nie zmienia, jeśli nie liczyć tego, że bazarowe szczęki zastąpił potężny blaszak KDT. Kolejne władze stolicy zapowiadają tylko, że na plac wjadą wreszcie koparki. W piątek swoją wizję przedstawiła ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz.

W tej chwili dla otoczenia PKiN obowiązuje plan przygotowany przez Michała Borowskiego, naczelnego architekta miasta w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego i komisarycznych rządów Mirosława Kochalskiego oraz Kazimierza Marcinkiewicza. Przewiduje on niską zabudowę i siatkę prostopadłych ulic. Zdaniem Borowskiego jest realistyczny. Zdaniem pani prezydent - nie dość ambitny. Borowski broni swojej koncepcji:

Reklama

"W 2004 r. Miejska Komisja Urbanistyczno-Architektoniczna uznała ideę kolistego bulwaru za błąd. Skrytykowała też intensywność zabudowy. Dlatego zmieniłem plan" - tłumaczy.

Mimo to w lipcu rada miasta zdecydowała o przystąpieniu do sporządzania nowego planu, czego efektem była wczorajsza prezentacja. Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz namówił autorów dawnej koncepcji, by uwzględnili w niej Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Kupieckie Domy Towarowe i plac pomiędzy nimi.

Architekci, którzy zapoznali się wczoraj z projektem, nie szczędzili krytyki. Ich zdaniem pomysł bulwaru cofa stolicę o dwie dekady, jeśli chodzi o procedurę, i kilka kolejnych w sensie architektonicznym. Nie bierze też pod uwagę zmian, które zaszły w Warszawie od rozstrzygnięcia konkursu - zarówno architektonicznych, jak i np. w ilości samochodów czy mieszkańców korzystających z komunikacji.



"Takie analizy muszą być prowadzone równolegle z projektem" - tłumaczy członek rady Grzegorz Buczek. W ocenie architektów najbardziej pożyteczne jest to, że znalazł się pretekst do dalszej dyskusji o placu Defilad. "Zgodziliśmy się rozmawiać za pomocą rysunków. Na kolejnym spotkaniu każdy z nas zaprezentuje swój schematyczny szkic placu Defilad. Poszukamy punktów wspólnych i przygotujemy sugestie dla ratusza" - tłumaczy Czesław Bielecki.



Architekci o nowej koncepcji

Michał Borowski: Zastanawiam się, jaki jest cel władz Warszawy - czy chcą zasłonić PKiN, czy stworzyć piękne miasto? Mam wrażenie, że tu chodzi tylko o to, by powstało jak najwięcej metrów kwadratowych. Lekko licząc, około miliona, czyli 50 tys. miejsc pracy. A gdzie parkingi dla tych ludzi? Rozumiem, że nie tylko w podziemiach, ale też na pierwszych kondygnacjach budynków, tak jak Warszawskim Centrum Finansowym przy Emilii Plater? Tak ma wyglądać miasto dla ludzi? To są pomysły z lat 60. Dziś już nikt nie buduje w ten sposób, bo ludzie nie chcą mieszkać w takim otoczeniu.

Czesław Bielecki: Jest w radzie zgoda, że przedstawiona koncepcja to zaledwie punkt wyjścia do dyskusji o tym, co zrobić z otoczeniem Pałacu Kultury. Autorzy cofają nas o 40 lat w sposobie myślenia na temat architektury - rzeźbią formy w oderwaniu od żywego miasta i procesów, które je kształtują, takich jak możliwości techniczne, funkcje, a także gra na rynku i koniunktura. Plan zagospodarowania ma dać punkt wyjścia do tej gry i ukierunkować te siły. Nie może zakładać budowy gigantycznej rzeźby, której nie sposób zrealizować w spójnej formie w jakiejś sensownej perspektywie czasowej.

Grzegorz Buczek: Jest mi trochę niezręcznie, bo byłem krytykiem obowiązującego planu. Muszę jednak przyznać, że do tego projektu też podchodzę krytycznie. Nie podoba mi się idea bulwaru, tak jak nie podoba mi się powrót do pomysłu zabudowy fragmentów parku Świętokrzyskiego. Z drugiej strony nie mam nic przeciwko temu, by w rejonie Emilii Plater dopuścić wyższą zabudowę. Jest więc pole do tego, by obowiązujący plan poprawić i można się tylko cieszyć, że po wielu latach sporów wyszło na jaw, iż większość z nas zgadza się co do kierunku, w jakim te zmiany powinny iść.





Reklama