Najwięcej wątpliwości budził plan, by już od przyszłego roku wysłać do szkół 6-latki. Bo choć nikt nie kwestionował konieczności obniżenia wieku szkolnego polskich dzieci, to jednak zgodnie uznano, że nie można tego robić w chaotyczny sposób. A w tej części reformy – zdaniem uczestników dyskusji – szwankuje wszystko. Przede wszystkim brakuje wykwalifikowanych nauczycieli, którzy potrafiliby zająć się w jednej klasie dziećmi 6- i 7-letnimi. Spora część polskich szkół zupełnie nie jest przystosowana na przyjęcie małych dzieci, a pieniądze, jakie obiecuje na ten cel MEN, to zaledwie kropla w morzu potrzeb.
"Jeśli ktoś myśli, że wystarczy rozłożyć w klasie dywanik, by pomieszczenie stało się odpowiednie dla 6-latków, to robi sobie wolne żarty" - gorączkował się Tomasz Elbanowski, który od kilku miesięcy prowadzi kampanię "Ratuj maluchy" i stara się pokazywać, gdzie w planie resortu edukacji są ewidentne dziury.
Wtórowała mu nauczycielka wychowania początkowego i autorka podręczników Małgorzata Baranowska. Wyliczyła, że zgodnie z nowymi zaleceniami swoją klasę o wymiarach 9 na 6 metrów będzie musiała podzielić na dwie części i zmieścić w niej ławki, krzesła, swoje biurko, tablicę, sprzęt audiowizualny, komputery z dostępem do internetu, gry i zabawki dydaktyczne, kąciki tematyczne oraz biblioteczkę. "Łączone klasy będą liczyć do 26 uczniów. Jak ja mam sobie z nimi poradzić?" -zapytała.
Ale najgorętsze emocje wzbudziły podstawy programowe reformy, jakie przygotowało Ministerstwo Edukacji. "Dzieci nie sprostają tym wymaganiom. To, czego do tej pory uczyły się przez dwa lata w zerówce i pierwszej klasie, teraz będą musiały opanować w jeden rok. To wywoła u nich jedynie frustrację" - zwracała uwagę Małgorzata Barańska.
Z jej opinią zgodziła się profesor Marta Bogdanowicz, dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Gdańskiego. "Jestem za tym, żeby 6-latki poszły do szkoły. Ale nie wolno zapominać, że są też dzieci ze specjalnymi potrzebami - mniej zdolne, z wadami wymowy. Kto dopilnuje, by przygotowano dla nich specjalny tok nauki? Dlatego zanim wprowadzimy reformę, konieczny jest program pilotażowy" - tłumaczyła.
W tym momencie na sali rozpoczęła się dyskusja. Siedząca wśród publiczności psycholog dziecięca Urszula Moszczyńska wyciągnęła z teczki wydrukowaną ze strony internetowej MEN podstawę programową i oświadczyła, że wymaga ona natychmiastowej korekty. "Tutaj napisano, że dziecko w wieku 5 lat powinno podejmować rozsądne decyzje, wiedzieć, że nie wolno stawać pod drzewem w czasie burzy, znać nazwy dni tygodnia i miesięcy i wiedzieć, że Polska leży w Unii Europejskiej. To przecież chaotyczny zlepek życzeń, który ignoruje procesy rozwojowe dziecka" - denerwowała się psycholog.
Takich głosów było znacznie więcej. Na większość pytań przedstawicielka MEN nie udzieliła odpowiedzi. Obiecała, że wszystkie wątpliwości przekaże minister Katarzynie Hall.
p
Klara Klinger: W 2009 roku część sześciolatków ma rozpocząć naukę szkolną. Czy są już gotowe podręczniki?
Paweł Komisarczuk: Nie, bo nadal nie ma podstawy programowej, która określałaby, co ma się w nich znaleźć. A przecież zgodnie z ustawą jeszcze przed wakacjami powinni się z nimi zapoznać nauczyciele i wybrać te, z których będą uczyć nowych pierwszoklasistów. Wcześniej zaś każdy przygotowany podręcznik musi być zatwierdzony przez MEN. Tymczasem sama procedura zatwierdzania w ministerstwie trwa nawet 12 miesięcy. W 2007 r. ministerstwu udało się zatwierdzić w ciągu roku 170 podręczników. W tym roku ze względu na posłanie sześciolatków do szkół będzie ich około 1000. Jak MEN chce tego dokonać?
Ale ministerstwo przedstawiło wstępny projekt podstawy programowej.
Problem w tym, że on się może zmienić w każdej chwili, nadal bowiem nie ma ostatecznego rozporządzenia. A debata nad Ustawą o systemie oświaty odbędzie się w Sejmie dopiero we wrześniu i równie dobrze wszystko może zostać odwołane. Dlatego autorzy podręczników są w sytuacji podbramkowej – albo muszą pisać w ciemno, albo czekać na wytyczne, ale wtedy nie zdążą.
Dla kogo będą przeznaczone podręczniki: sześcio- czy siedmiolatków?
To kolejny poważny problem. Może zdarzyć się tak, że w jednej klasie będzie dziecko po zerówce, które umie czytać i pisać, i dziecko o półtora roku młodsze, które nigdy w przedszkolu nie było i dopiero poznaje literki. I one mają się uczyć z jednego podręcznika! Trudno taki podręcznik przygotować.
Teoretycznie trzeba w nim utrzymać obecne wymagania na koniec pierwszej klasy. Teraz musiało je spełniać dziecko ośmioletnie, które uczyło się dwa lata (zerówka plus pierwsza klasa). Po reformie takie same wymagania będzie musiało spełniać dziecko o rok młodsze po roku nauki. Mające słabsze warunki poznawcze i większy materiał do przerobienia.
Pojawiają się też problemy natury technicznej: np. w podręcznikach dla sześciolatków są większe linie niż dla siedmiolatków. Jaka liniaturę teraz zastosować?
Może to przesadzone zarzuty.
Paradoksalnie resort edukacji sam na siebie zastawia pułapkę. Wstępnych wymagań założonych przez MEN mogą bowiem nie uznać rzeczoznawcy z ministerstwa oceniający podręczniki. Już zdarzało się bowiem, że odrzucali podręczniki dla siedmiolatków, bo były za trudne. Nietrudno wyobrazić sobie, że odrzucą podręczniki przygotowane według tych samych wymagań dla dzieci o rok młodszych. My, wydawcy, jeżeli będziemy trzymać się rozporządzeń MEN, możemy liczyć tylko na cud, bo albo nasze podręczniki odrzucą rzeczoznawcy, albo w cudowny sposób zmienią zdanie i zakwestionują swoje poprzednie decyzje.
p
Plan wysłania od 2009 roku 6-latków do szkół budzi wiele pytań
1. Dlaczego reforma musi wejść w życie już od przyszłego roku? Czy nie lepiej byłoby najpierw zrobić program pilotażowy, który przygotowałby szkoły do planowanych zmian?
2. Jak będzie sprawdzana gotowość 6-latków do rozpoczęcie nauki w szkole? Kto będzie robił dzieciom badania psychologiczne? Co się stanie z dziećmi, które nie chodziły do przedszkola?
3. Czy powstaną osobne klasy dla 6- i 7-latków, czy klasy będą mieszane? Czy obiecane przez MEN 150 mln złotych wystarczy, by przystosować sale lekcyjne do potrzeb młodszych dzieci?
4. Jeśli będą klasy mieszane, to jak skoordynować równocześnie naukę 6-latków, które nie chodziły do zerówki, i 7-latków, które już od roku uczyły się czytać i pisać?
5. Dla kogo mają być pisane podręczniki? Według nowej podstawy programowej powinny być pisane dla 6-latków. Czy to oznacza, że 7-latki będą się uczyć z podręczników nieprzystosowywanych dla swojego wieku?
6. Kiedy zostaną ogłoszone wytyczne dla wydawców, by mogli przygotować odpowiednie podręczniki? Przyjęta przez MEN wadliwa chronologia: najpierw rozporządzenie potem ustawa, powoduje, że podręczniki przygotowane przez wydawców według wytycznych mogą się okazać nieaktualne.
7. Co będzie, gdy rodzice opóźnią rozpoczęcie edukacji przez swojego sześciolatka, na co pozwala im reforma?
Czy wobec kumulacji dzieci w roczniku (w 2010 o 1/3, a w 2011 o 2/3) znajdzie się wystarczająca liczba nauczycieli nauczania początkowego?
8. Co będzie z 6-latkami, które trafią do szkoły nieprzygotowanej na ich przyjęcie? Nawet ministerstwo przyznaje, że nie wszystkie szkoły zdołają się przygotować do 2009 roku.
9. Jak szkoły poradzą sobie z brakiem nauczycieli języków obcych? Aby uczyć małe dzieci języka, nauczyciel musi nie tylko znać na odpowiednim poziomie język, ale również musi być przeszkolony do pracy z małymi dziećmi.
10. Dlaczego Ministerstwo Edukacji chce za pomocą reformy skrócić cykl edukacyjny najmłodszych Polaków? Dzieci, które nie chodziły do zerówki, tracą przecież w ten sposób cały rok nauki.