>>>Angielski potrzebny całej Polsce
Reforma zakłada, że od roku szkolnego 2008/2009 zostaje wprowadzony dowolny język obcy od klas pierwszych. Ministerialne rozporządzenie nie mówi jaki. Ten pomysł był krytykowany na łamach DZIENNIKA, który domagał się, by zagwarantowano, że językiem numer jeden zawsze będzie angielski. Pod listem otwartym do premiera Donalda Tuska podpisały się 54 znane osobistości, w tym obaj byli prezydenci oraz sześciu byłych szefów rządu. DZIENNIK zamieścił też sondaż, z którego wynikało, że angielski od pierwszej klasy popiera 91 proc. Polaków.
MEN tłumaczyło, że na objęcie nauką 100 proc. dzieci nie ma środków i potrzebnych kadr. Naciski okazały się jednak skuteczne. "Po tej akcji w mediach była gigantyczna presja społeczna, rodzice po prostu żądali angielskiego. A ministerstwo wyraźnie sugerowało, żeby angielski, a nie żaden inny język, wprowadzono dla pierwszaków" - mówi lubelska wicekurator Jolanta Misiak.
>>>Agnieszka Holland: Angielski to bilet do świata
Resort do tej pory nie ma pełnych danych, mimo że wprowadzanie angielskiego trwa już trzeci miesiąc. DZIENNIK zebrał liczby z 15 na 16 wojewódzkich kuratoriów (jedynie Śląsk nie sporządził danych). W większości kryzys z anglistami został przełamany. I tak: w województwie dolnośląskim angielskiego uczy się 96,7 proc. obecnych pierwszaków, w Kujawsko-pomorskim 97,4 proc., w Małopolsce 96 proc., a na Mazowszu i w Świętokrzyskiem 98 proc. dzieci.
Wbrew stereotypom nie odstaje ściana wschodnia. Lubelskie, podkarpackie i podlaskie mają jeden z największych odsetków dzieci objętych nauczaniem najważniejszego języka świata - od 98 do 99 proc. Mało kto odstaje. I tak np. angielski jest dostępny dla 99 na 100 pierwszaków na Pomorzu, 93 na 100 na Pomorzu Zachodnim, 90 na 100 w Łódzkiem i 95 na 100 w Opolskiem. Tylko Lubuskie - ubogi region tuż przy granicy z Niemcami - zapewnia angielski od pierwszej klasy jedynie 66 proc. dzieci (32 proc. uczy się wówczas niemieckiego).
Jeden z sygnatariuszy listu otwartego, b. rektor Politechniki Wrocławskiej prof. Tadeusz Luty cieszy się z pozytywnych wyników. "Nie jestem zaskoczony, bo krótko po naszym apelu otrzymaliśmy od pani minister Katarzyny Hall zapewnienie, że wielką troską ministerstwa jest nauka angielskiego" - mówi.
Z informacji DZIENNIKA wynika, że przez całe lato trwała zażarta walka o angielski. Udało się przełamać "opór materii", przede wszystkim sprzeciw nauczycieli innych języków. W dwóch kuratoriach usłyszeliśmy o masowym przekwalifikowywaniu się rusycystów i germanistów. Kończyli dwu- lub trzyletnie kolegia językowe świadomi, że popyt na ich języki będzie niewielki i że na angielskim można zarobić.
Z kilku rejonów nadchodzą jedynie informacje, że część pedagogów nie jest należycie przygotowana do pracy z siedmiolatkami. To jednak problem, który na początku reformy jest niemal nieodzowny. Ministerstwo zapewnia jednak, że dołoży wszelkich starań, aby sukcesywnie podwyższać poziom.