Sześciu skazanych zomowców, choć nie zjawili się w więzieniu w ustalonym przez sąd terminie, na razie ma wykonanie kary z głowy. Dlaczego? Bo - jak tłumaczy dziennikowi.pl rzeczniczka Sądu Okręgowego w Katowicach Hanna Szydziak - sąd najpierw musi dostać od zakładów karnych potwierdzenie na piśmie, że skazani nie stawili się na czas.

Reklama

Dokumenty są w tej chwili ponoć w drodze, więc jest mało prawdopodobne, by przed weekendem sąd wydał policji nakaz odnalezienia i doprowadzenia skazanych.

Wciąż nie ma jednak pewności, ilu z sześciu zomowców - mimo wyroku - w ogóle trafi za kraty. Pewne jest jednak, że przynajmniej trzech z nich do końca miesiąca wykpi się od kary. Wszystko dlatego, że złożyli wnioski o warunkowe zawieszenie wykonania kary, a sąd rozpoczął już ich rozpatrywanie. Decyzja w ich sprawie ma zapaść 1 października. Tłumaczą się złym stanem zdrowia lub sytuacją rodzinną. Pozostali trzej też złożyli takie wnioski, ale sąd ich jeszcze nie rozpoczął rozpatrywać.

W sumie za pacyfikację śląskich kopalni sąd skazał 14 byłych zomowców na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Dwunastu miało się zgłosić w zakładach karnych w poniedziałek (jeden zmarł dzień przed tym terminem). Trzynasty z nich został wezwany na 22 września. Czternasty - były dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak, który dostał najwyższą karę - jest za kratami od maja ubiegłego roku. Wtedy katowicki sąd okręgowy nakazał jego aresztowanie.

Reklama

W czasie odblokowywania kopalni "Wujek" 16 grudnia 1981 roku od kul zginęło dziewięciu górników, 21 doznało ran postrzałowych. Dzień wcześniej, w czasie pacyfikacji "Manifestu Lipcowego", postrzelonych zostało czterech górników.

Czerwcowy wyrok w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń na początku stanu wojennego to pierwsze prawomocne orzeczenie w 15-letniej historii rozpatrywania tej sprawy przez katowickie sądy.