Klara Klinger: Czytałaś tekst swojej rówieśniczki Marty Megger, która dowodziła, że należysz do pokolenia egoistów?
Ewa Owsiak*:
Tak, i pomyślałam, że jest w nim, niestety, dużo gorzkiej prawdy. Ale cieszę, że ktoś mocno i dosadnie o nas tak powiedział. Oczywiście nie można generalizować, że całe to pokolenie jest stracone, że jest do niczego i już niczego nie osiągnie. Znam mnóstwo osób pełnych pasji, po prostu wartościowych. Poza tym mieszkam w Warszawie, więc nie mogę mówić głosem całej młodzieży.

Reklama

W czym zgadzasz się z Martą?
Moją uwagę zwrócił fragment, w którym Marta pisała, że nasze pokolenie to w połowie przypadków ludzie z rozbitych domów, gdzie rodzice albo się rozwiedli, albo się właśnie rozwodzą. Młodzi ludzie często nie mają kontaktu z rodzicami, bo ci nie mają czasu, robią kariery albo walczą z codziennością. Więc sporo naszych problemów to wina skomplikowanej sytuacji rodzinnej. Urodziliśmy się w wolnej Polsce, ale ceną jest to, że rodzice musieli odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości i wpadli w straszny pęd.

Buntujecie się przeciw temu, co reprezentują rodzice? Uważacie, że wasze życie będzie inne?
Niestety, nie. Warszawska ulica Chmielna to jedno z miejsc, gdzie chodzi się spotkać ze znajomymi. Tu się siada na kawce, pali dużo papierosów i gada o jakiś bzdetach, o codziennych sprawach i mam wrażenie, że wszystkim to pasuje, że nie ma sprzeciwu. Młodzież jest zadowolona i nie czuje potrzeby walki. Uważam, że dla wielu osób najbardziej liczy się, żeby „mieć”. Nieważne, kim jesteśmy, ważne, żebyśmy coś posiadali. I żeby to było markowe. I nawet jak myślę o sobie, to nie mogę twardo powiedzieć: ja jestem inna. Też mam kurtkę sieciową, mam czapkę sieciową. Ale strasznie trudno jest być osobą, która pójdzie pod prąd i powie „nie – ja od tego uciekam”. Żyjemy pod presją otoczenia, z której strasznie trudno jest się wyłamać. O wiele łatwiej jest się upodobnić do wszystkich. Ten, kto odstaje, jest piętnowany.

Myślałam, że warto się wyróżniać, podkreślić swoją osobowość, nie być jednym z tysiąca. Są na pewno środowiska, dla których ważna jest oryginalność. Ale na co dzień w szkołach nikt nie mówi: chcę cię poznać, by zobaczyć, jakim jesteś człowiekiem. Najpierw każdy patrzy, kto jak wygląda, czym może zaszpanować. Ale to wpływ otaczającej nas konsumpcyjnej kultury. Jesteśmy tacy, bo takie mamy wzorce, choćby w MTV, gdzie oglądamy 16-latki, które prześcigają się w tym, kto będzie miał bardziej szpanerskie urodziny. Jesteśmy bombardowani reklamami i programami w stylu: jesteśmy fajnie ubrani i całe nasze życie to zabawa. Gubimy się w tym. Kiedyś młodym ludziom niewiele było potrzeba. Teraz wszyscy chcieliby w wieku 30 lat mieć mieszkanie i samochód.

A gdzie miejsce na wielkie idee?
Może nie ma wysokich idei, ale jest zaangażowanie w konkretne akcje charytatywne. Świadczy o tym choćby to, ilu jest wolontariuszy w finale WOŚP. Problemem jest raczej to, że nie mamy skąd czerpać tych wielkich idei. Szkoła nie uczy myślenia twórczego.

A jak wybieraliście studia?
Znam wiele osób, które poszły na prawo, bo pochodziły z rodzin prawniczych. Wiadomo, że z aplikacją czy przyszłą pracą będzie im łatwiej. Znam też osoby, które szły na studia po to, żeby zdobyć konkretny dyplom, a potem dobrze się urządzić. Prawdziwych pasjonatów jest mało.

Wielu z was mówi, że nie ma autorytetów. Ty też nie masz?
Dla mnie wartością jest przede wszystkim uczciwość wobec siebie. Zgoda ze sobą i prawda. Ale to bardzo trudne, bo sama się często łapię na tym, że nawet jak coś mi się nie podoba, to nie zawsze potrafię to wyraźnie powiedzieć. A poza tym uciekam od autorytetu rozumianego jako osoba, której się człowiek podporządkowuje. Wolę mówić o tym, że mam ludzi, którzy wywierają na mnie duży wpływ. Jestem pod wielkim wrażeniem Zbigniewa Cybulskiego, Grzegorza Ciechowskiego. To są osoby, które mnie inspirują. Ale ja nie chcę być taka jak oni, bo wydaje mi się, że każdy ma żyć własnym życiem.